flyRZE pisze:Nie wiem czy to prawda, ale: (...)
Żeby nie było - chcę podkreślić, że mój post dotyczył przede wszystkim Twojego zdania na temat podejrzanie długiego czasu badania. Doceniam Twą refleksję, bo w dzisiejszych czasach staje się to niestety rzadkością, a także nie przeczę, że rozwój technik diagnostycznych pozwala na stosowanie innych, szybszych metod. Niemniej, skoro przewija się tu zdanie jednego eksperta (który, nota bene, zasłynął podczas epidemii COVID-19 wieloma delikatnie mówiąc, przesadzonymi reakcjami - i mówię to jako człowiek, który pandemii nie wypierał, szczepił się i stosował do zaleceń), to świadczy, że metoda PCR musi mieć też pewne wady lub ograniczenia, bo w przeciwnym wypadku byłaby stosowana powszechnie.
Na szybko znalazłem taką informację:
Reliable detection of Legionella pneumophilia in water suppplies is important to prevent occurrence of Legionnaires' disease. Legionella testing is commonly performed using culture-based approaches, which often takes 7-10 days to get results. PCR-based detection is much faster, but it cannot differentiate between live and dead cells, possibly leading to false-positive results.
źródło:
klik!A zatem testy PCR, choć szybsze, mają słaby punkt w postaci nieodróżniania martwych i żywych komórek, co znacznie zwiększa ryzyko uzyskania wyników fałszywie pozytywnych. Producent testów z powyższego linku reklamuje swój produkt jako pozbawiony tego defektu, jednak zawsze na autoreklamę trzeba patrzeć ze zdrową ostrożnością.
Okazuje się więc, że nadal najlepszą, acz obarczoną wadą w postaci czasu metodą wykrywania
Legionelli, jest ta oparta na hodowli bakterii. Szczególnie, że choroba wywołana tym patogenem nie przenosi się z człowieka na człowieka, a więc i ogniska choroby nie przybiorą skali znanej z czasów COVID-19. Przyszłość leży zapewne w dalej doskonalonych testach typu PCR, ale na chwilę obecną te również mają swoje wady i nie są jeszcze cudownym remedium (tu znów przytoczę koronawirusa - tam również promowano testy kasetkowe, dające rezultat po kilkunastu minutach, ale dawały one znacznie mniej dokładne wyniki niż testy genetyczne, które potrzebowały już wielu godzin).
Jednocześnie temat jest medialny i stanowi doskonałą pożywkę dla całej maści pismaków, partyjnych funkcjonariuszy, jak udzielający się tu
pisul, czy nawet rozemocjonowany dr Grzesiowski (dlaczego mówi o "tygodniach", skoro tu wynik ma być po jednym tygodniu?). Absolutnie nie umniejszam skali problemu i miejsce na krytykę jest jak najbardziej uzasadnione, byleby uderzała ona tam, gdzie rzeczywiście tego potrzeba. Dlatego sugerowałbym wszystkim przede wszystkim spokój i coś, co w dzisiejszych czasach jest mało popularne - spokój i zaufanie wobec ludzi, którzy jednak zajmują się tym na co dzień. Rzeczywistość nie jest taka prosta, jakby nam wszystkim się wydawało.
Pozdrawiam!