http://supernowosci24.pl/czas-zabrac-sie-za-budziwoj/ W jednej z lokalnych gazetek ukazał się artykuł o tym, jak to mieszkańcy rzeszowskich osiedli Budziwój i Drabinianka narzekają na inteligentny system sterowania, bo codziennie muszą stać w gigantycznych korkach na ul. Kwiatkowskiego. Na końcu tego artykułu ujawnia się jakaś pani z urzędu miasta, która nie wiem, czy wie, gdzie jest Budziwój, ale oznajmia wszem i wobec, że fachowcy analizują już tę sytuację i wkrótce zaproponują rozwiązanie. Mówi coś jeszcze o regulacji sygnalizacji i takie tam głupoty.
Problemem mieszkańców Budziwoja i Drabinianki jest brak alternatywnych dróg dojazdowych, a nie tylko sygnalizacja. O ile za czasów, gdy Budziwój należał do Tyczyna, Kwiatkowskiego jeździło się normalnie, to obecnie jazda rano tą ulicą to istny koszmar. A wszystko to z prostej przyczyny, przez ostatnie lata w Budziwoju powstało mnóstwo nowych domów, bloków, a nikt po przyłączeniu Budziwoja do Rzeszowa nie pomyślał o tym, żeby zapewnić alternatywne możliwości wyjazdu z osiedla. Do miasta można dojechać jedynie Kwiatkowskiego. Jeśli do tego dodamy w godzinach porannych kierowców z różnymi egzotycznymi tablicami rejestracyjnymi, którzy przejeżdżają przez Budziwój, to nie może dziwić fakt, że samochody stoją jeszcze za kortami tenisowymi, a czasami nawet do stacji benzynowej w Budziwoju.
Sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu Kwiatkowskiego z Powstańców Warszawy działa rzeczywiście bardzo źle, ale nawet jeśli ją poprawią (przy obecnych zarządzających szczerze w to wątpię), to będzie to tak naprawdę kropla w morzu potrzeb. Do znudzenia będę powtarzał: w tym miejscu Rzeszowa potrzeba alternatywnych dróg. I na to należy szukać pieniędzy. Wydaje się miliony na różne pierdoły: jak most nad potokiem (potrzebny, ale nie tak ogromny), czy okrągła kładka (potrzebna, ale nie z takim rozmachem) i wiele innych rzeczy. Jak w takim Dubaju nie wiedzą już na co wydać pieniądze, to mogą sobie budować różne cuda na kiju. Nas nie stać, a priorytetem powinna być w pierwszej kolejności funkcjonalność miasta, a nie jego estetyka. Bo to tak jakby czarownicę z chorym kręgosłupem, zniszczoną wątrobą i sercem wysłać do gabinetu piękności, a następnie zrobić piękny makijaż, ale jednocześnie jej nie leczyć. Będzie ładna, ale wkrótce umrze.
Redaktor Grzegorz Anton