Pozwolę sobie na wypowiedź, bo co nieco miałem z Rzeszowską kulturą do czynienia. Jestem pomysłodawcą i organizatorem pierwszych edycji Festiwalu Przestrzeni Miejskiej, od 3 lat mam mniejszy wpływ na festiwal, bo przeprowadziłem się do Warszawy. Wymyśliłem też przywołany tu Warsztatlon. Wcześniej organizowaliśmy z grupą znajomych Festiwal Noborder, byłem także kuratorem 2 edycji Wschodu Kultury.
Pieniądze.Budżety tych imprez oscylowały w okolicach 100 do 250 tysięcy. Samo postawienie sceny i nagłośnienia do ok. 30 000 zł. Znani polscy artyści biorą około 35-50k za koncert. Łatwo policzyć jak trudno dopiąć budżet w takiej sytuacji. W kilka osób pełniliśmy każdą możliwą funkcję, od zbierania śmieci na imprezie, wieszanie bannerów po odbieranie artystów z lotniska
Nie liczę kosztów promocji czy prowizji organizatorów (w przypadku np. agencji eventowej to około 7% budżetu). Wyguglujcie budżet Openera. to coś koło 60 milionów. Dotacje miasta dla Audioriver czy Tauron Nowa Muzyka w Katowicach to grubo powyżej miliona a ich koszt to między 5 a 10 milionów zł. Sama promocja tych festiwali kosztuje wielokrotność budżetów rzeszowskich imprez. Miasto zawsze jest bardzo pomocne, ale budżety na kulturę w Rzeszowie są po prostu za niskie.
Sponsorzy i marki globalne nie są zainteresowane inwestycją w Rzeszowie, za mały jest to rynek. Duże brandy przyklejone są do kilkunastu imprez w Polsce, musielibyśmy postawić festiwal na ok. 10 000 osób o profilu który byłby atrakcyjny dla którejś marki. Raz usłyszałem "nie, dzięki, my na Ukrainie nie prowadzimy interesów". Kilka lat temu lokalni sponsorzy oferowali 500 zł za logo na plakacie. To się zmienia, ale temat mecenatu kultury w Rzeszowie jest tematem ultra-niszowym.
Lokalizacja.Robiliśmy imprezy w dziwnych miejscach, od hal PKP po fabryki Zelmeru. To wiąże się z dodatkową pracą, od dodatkowych pozwoleń, poprzez zgody strażaków po adaptację miejsca, zabezpieczenie, prąd itp. Zazdroszczę Katowicom strefy Kultury. Niestety Rynek nie nadaje się wg. mnie na wszystkie imprezy, scena na bulwarach ma bardzo złą akustykę, można tam grać tylko do 22 (imprezy festiwalowe często trwają do 6-8 rano).
Podczas którejś edycji FPM robiliśmy wystawę z Typopolo z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Dość prestiżowa sprawa, w Rzeszowie nie ma natomiast sali wystawienniczej, która by taką wystawę pomieściła. Wystawa została zorganizowana w Millenium Hall (jestem wdzięczny po dziś dzień galerii) ale wiecie, fajnie byłoby w stolicy innowacji mieć miejsce gdzie można wstawić kubaturowy obiekt albo powiesić wystawę tak, żeby przy odejściu na 2 metry nie wpaść w ścianę. Pojawia się temat przejęcia zamku, ale tam nie ma wg. mnie miejsca na współczesną sztukę, ani chyba też pomysłu coby tam "wstawić". Kultura to nie tylko miejsce czy pieniądze, ważni są kuratorzy.
Ludzie/odbiorcy.Niestety, to jest problem. Rzeszowianie nie są skorzy wydawać większych kwot na kulturę i z całym szacunkiem, mają... specyficzny gust. Moje doświadczenie jako eventowca w Rzeszowie jest takie: im gorszy poziom artystyczny imprezy, tym więcej można zarobić. Są niszowi odbiorcy, ale to grupy 100 osobowe zainteresowane czy to elektroniką, czy alternatywnym gitarowym graniem czy jazzem. Zdarzyło mi się zrobić koncert jazzowy na który przyszły... 2 osoby - przyjechali z Krosna... Cytując Rejs: "Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem". To dlatego na Juwenaliach grają w kółko te same zespoły i przychodzą tłumy. Nie mam o to pretensji czy żalu, po prostu taka specyfika, odbiorca rzeszowski nie poszukuje nowości. Kiedy prowadziliśmy klub Mienta, w ciagu 2 lat zagrała u nas ponad setka dj'i, część z nich na trasie np. Tokio-Rzeszów-Berlin (np. Catz'n'Dogz czy Marcin Czubala). To był absolutny top topów jeśli chodzi o tamten moment ambitnej sceny klubowej. Przy wejściu słyszałem: "ile wstęp? 10 złotych? A to idziemy dalej." Ludzie szli do tzw. klubów (w rzeczywistości dyskotek) gdzie gra się playliste Eski. Też nie mam o to żalu, taki lajf, ale z perspektywy osoby której zależało na czymś więcej to było mega deprymujące.
Ludzie/środowisko.Ludzi tworzących kulturę w Rzeszowie jest garstka. Znam większość twórców i szanuję za determinację, ale nie jest to łatwy kawałek chleba. Często z uwagi na to co napisałem wcześniej. Wiele osób zwyczajnie wyjeżdża. Przykładowo, jeśli miejsc pracy w kulturze w Rzeszowie jest kilkadziesiąt to szansa, żeby takie miejsce pracy "przejąć" pojawia się niezwykle rzadko. Mówimy o lokalsach, a wg mnie funkcje dyrektorskie powinny być atrakcyjne dla osób z całej Polski, żeby utrzymać wysoki poziom i jakość. Przydałaby się taka Kulturalna Strefa Ekonomiczna, zaprojektowałem kiedyś taką dzielnicę Sztuki i Biznesu ale nikt nie podjął tematu.
JakośćKultury nie można zakupić przetargiem 100 procent cena. To wymaga świadomego i długotrwałego działania.
-
Wyjechałem i nie żałuję, sam Warsaw Gallery Weekend to jest więcej kultury niż w Rzeszowie przez ostatnią DEKADĘ. Chciałbym kiedyś wrócić do Rzeszowa, ale zawodowo w tej chwili nie widzę dla siebie miejsca.
PS.
Warsztatlon w moim zamierzeniu miał być laboratorium pomysłów możliwych do realnego wdrożenia w ciągu 12-24 miesięcy. Widziałem to tak, że spotyka się grupa robocza złożona z mieszkańców/projektantów/architektów/urzędników ich praca polega na opracowaniu idei przeznaczonej do realizacji, tzn wyjścia poza fazę pomysłu.
Ps.2.
Nie dziwcie się na „zaniechania” Estrady, tam pracuje ledwie kilka osób a statystycznie robią jakąś imprezę pewnie codziennie. Przy tej ilości pracy to co najmniej 2 razy więcej rąk i głów przy organizacji by się przydalo.