Re: Kultura w Rzeszowie - temat ogólny
: 27 gru 2018, 10:18
Traktuje temat miasteczka świątecznego jako element kulturalny, także dlatego pozwolę sobie wrzucić tutaj podsumowanie z pewnej strony bardzo dobrze punktująca minusy jak i podająca propozycje rozwiązań.
https://www.garniecsmaku.pl/2018/12/13/ ... QCArl-mPt4
https://www.garniecsmaku.pl/2018/12/13/ ... QCArl-mPt4
JAK NIE WYKORZYSTAĆ POTENCJAŁU REGIONU, CZYLI O RZESZOWSKIM MIASTECZKU ŚWIĄTECZNYM
Klocki LEGO i ciężarówka koncernu produkującego napój gazowany jako główne atrakcje tegorocznego Miasteczka Świątecznego w moim Rzeszowie. Ilość niecenzuralnych słów, jakie wyartykułowałam tuż po znajomieniu się z programem wydarzenia, mogła pewnie zawstydzić niejednego szaliko-kibica klubu sportowego.
Klocki jeszcze zrozumiem, bo dzieciaki przynajmniej oderwą się na chwilę od elektroniki i manualnie stworzą coś kreatywnego, ale ta ciężarówka!? Dlaczego miasto dopuszcza, żeby koncern, który dzięki ogromnemu budżetowi i przebiegłemu marketingowi, zdołał ze swoim produktem zadomowić się w głowach konsumentów na tyle mocno, że utożsamiany jest on ze Świętami, a tu stał się jedną z głównych atrakcji? Dla mnie pojawienie się tej ciężarówki w mieście to dowód na to, że Rzeszów nie wyszedł jeszcze z kompleksów PRLu i poza ściągnięciem na Rynek zachodnich używek, nie potrafi wymyślić niczego kreatywnego i atrakcyjnego.
Jak już sobie tak ponarzekałam, to przyszła pora na refleksję, zgodnie z moją zasadą – jak coś krytykujesz, przynajmniej wysil się i podaj propozycję rozwiązania problemu. A więc usiadłam i zrobiłam sobie burzę mózgu. Bez korporacyjnych flip chartów, estymacji, targetów i goali, ale z właściwą salkom konferencyjnym zapalczywością i entuzjazmem. Oto, co wyprodukowałam.
Krótki rachunek sumienia, czyli czym możemy być, a czym nie!
Powiedzmy sobie wprost – nie jesteśmy Krakowem czy Wrocławiem i nigdy nim nie będziemy. Nie ta skala, nie ta ilość i rodzaj zabytków i atrakcji turystycznych, nie ta ilość odwiedzających. Im szybciej to sobie w pełni uświadomimy, tym szybciej zabierzemy się do roboty. A robota, którą mam na myśli, jest konkretna – jeśli nie możemy konkurować z najlepszymi ich mocnymi punktami, znajdźmy swoją własną przewagę! Nie ścigajmy się na największą choinkę, największą liczbę kramów, najdroższą odgrzewaną kiełbasę z grilla.
Porównywanie się do innych, szukanie inspiracji i powielanie tzw. dobrych praktyk? To oczywiście należy robić, ale najpierw trzeba wiedzieć kim się jest samemu i co się chce osiągnąć. Potrzebujemy zrobić własną rzeszowsko-podkarpacką analizę SWOT, odkryć co nas wyróżnia, gdzie leży potencjał, a gdzie mocne ograniczenia i co ryzykujemy.
Moja propozycja dla rzeszowskiego Miasteczka Świątecznego:
Stwórzmy najbardziej lokalny, autentyczny jarmark w Polsce, jak żaden inny oferujący regionalne, lokalne produkty, autentyczne świąteczne smaki, prezentujący lokalne rękodzieło świąteczne, dający możliwość pokazania się małym podkarpackim producentom, lokalnym grupom działania, kołom gospodyń wiejskich. Jeśli nie możemy być najwięksi, bądźmy najbardziej autentyczni w swej regionalności!
U podstaw mojej propozycji leży w zasadzie tworzenie marki Rzeszowskiego Miasteczka Świątecznego. Marki, produktu, wizerunku Podkarpacia jako miejsca, które warto odwiedzić. Bo jak to mówią, dobry marketingowiec lodówkę sprzeda nawet pingwinom. My produkt mamy, ale musimy go teraz „oszlifować”, „opakować” i „sprzedać”, bo to póki co zupełnie nam nie wychodzi. A więc zobaczmy czym dysponujemy…
Rzeszowskie Miasteczko Idealne
Prawie 230 produktów i potraw wpisanych na listę produktów tradycyjnych (pierwsze miejsce w Polsce dla Podkarpacia), Szlak Kulinarny Podkarpackie Smaki obejmujący 50 karczm, restauracji i lokali serwujących tradycyjne podkarpackie jadło, Szlak Kultury Wołoskiej z producentami rzemieślniczych serów, około 1000 kół gospodyń wiejskich – tym dysponujemy jako region. A co w jego stolicy oferujemy w ramach świątecznego jarmarku? Namiot z alkoholem, kanapkę z pulled porkiem, holenderskie sery i Coca-Colę. Czy ktoś się nad tym w ogóle zastanowił?
A teraz wyobraźmy sobie inną rzeczywistość, takie Rzeszowskie Miasteczko Idealne. Stragany ustawione w dobrze zaprojektowanej i atrakcyjnie wypełnionej przestrzeni, pełne dobrego, lokalnego jedzenia i ciekawego rękodzieła, otoczone przez rozbrzmiewającą ze sceny świąteczną muzyką i śpiewem.
Tylko co, gdzie i jak? Ano tak:
JADŁO
Wyobraźmy sobie te stragany zastawione regionalnymi przysmakami, pieczoną szynką, pasztetami, prawdziwym piernikiem, gorącym barszczykiem i firmowym Grzańcem Rzeszowskim..
Potrawy z karpia
Jako lokalnego reprezentanta karpiowych specjałów widziałabym Zarząd Dóbr Smolin z Rudy Różaneckiej – gospodarstwo rybackie, które nie tylko dostarcza świeże karpie ze swoich stawów, ale specjalizuje się w przetwórstwie ryb pod marką Smolin Fish. Pamiętając jakim zainteresowaniem cieszą się ich pasztety rybne, karp pieczony, wędzony, w galarecie, klopsiki a nawet kabanosy rybne na choćby EkoGali czy Festiwalu Derenia, mam podstawy, aby wierzyć, że taki kram nie narzekałby na brak odwiedzających.
Szynka pieczona
Rozchodzący się na imprezach plenerowych zapach grillowanej kiełbasy bywa kuszący, ale myśląc o klimacie świątecznego miasteczka wolałabym poczuć zapach pieczonej szynki. Takiej grubo krojonej, podawanej na ciepło na pajdach dobrego chleba, być może muśniętej jeszcze musztardą. Szynki, którą można popróbować na miejscu i być może zamówić sobie na Święta.
Producentów dobrych, tradycyjnych wędlin w regionie nam nie brakuje, choć liderem jest tu dla mnie ANMAR i ich szynka pieczona z rozmarynem, absolutny rarytas marynowany około dwóch tygodni, a następnie pieczony kilka godzin w piecu chlebowym. Nie wierzę, że ktokolwiek odwiedzający jarmark byłby w stanie oprzeć się aromatowi takiej szynki!
Pasztety świąteczne
Myśląc o świętach, myślę o prawdziwych rarytasach. Chciałabym móc znaleźć na straganach pasztety z gęsiny, kaczki czy podkarpackiej dziczyzny. Taki pasztet z dzika z sosem tatarskim z rydzów czy pasztet z pstrąga z sosem chrzanowym to specjalności bieszczadzkiej Wilczej Jamy w Smolniku. Pysznego pasztetu dworskiego próbowałam też na Zamku Dubiecko razem z ich faszerowanym jesiotrem i staropolskim wędzonym półgęskiem.
Idąc za współczesnymi trendami można by również zadbać o ofertę vege/vegan. W Rzeszowie nie brakuje lokali z tzw. zieloną kuchnią, które mogłyby przygotować smaczne pasztety na bazie cieciorki, soczewicy czy cukinii. To świetny sposób na odświeżenie tradycyjnej oferty świątecznej, a o zainteresowanie taką ofertą nie martwię się zupełnie.
Zapach regionalnych potraw
Na świątecznych imprezach regularnie brakuje mi barszczu wigilijnego. Gorącego, esencjonalnego, dobrze doprawionego, podanego z uszkami, albo przegryzanego np. jarosławskimi bułeczkami drożdżowymi z nadzieniem z kiszonej kapusty. Marzy mi się rozchodzący się po rzeszowskim Rynku zapach świeżo pieczonych podkarpackich proziaków, podawanych z masłem czosnkowym lub domowym dżemem. Zapachowi poziaków mógłby też towarzyszyć zapach bieszczadzkich fuczków– te placki z kiszonej kapusty swoim aromatem potrafią postawić na nogi nawet najedzonego po uszy! Chciałabym móc popróbować mniej znanych gołąbków ziemniaczanych, przygotowanych przez koła gospodyń wiejskich. Zresztą lektura Kulinarnych Wędrówek po Podkarpaciu, wydanych przez Nowiny, sama dostarcza kilka smakowicie brzmiących pomysłów na lokalne świąteczne specjały: leskie pierogi z grzybami i kiszoną kapustą (przygotowane na cieście razowym), wigilijna zarzecka kapusta z grochem (gotowana z kaszą jaglaną i grzybami), ulanowskie kugle rybne(pulpety z ryb w galarecie na rybnym wywarze, danie kuchni flisackiej), a na słodko rymanowskie bobalki wigilijne (kulki z drożdżowego ciasta nasączone polewką makową z mlekiem i miodem) czy załuskie pierogi z makiem, miodem i bakaliami.
Przypomnijcie mi jeszcze raz: dlaczego mam się ekscytować odgrzewaną kiełbasą z dyskontu?
SŁODKOŚCI
Piernik podkarpacki?
Motyw piernika nie dawał mi spokoju. Przygotowując propozycję dla rzeszowskiego jarmarku, chciałam oprzeć się na produktach tradycyjnych dla naszego regionu, a piernik uparcie kierował moje skojarzenia ku odległemu Toruniowi. Okazało się jednak, że mamy swoich podkarpackich piernikarzy. Jarosławski zakład rodziny Kuźniarowskich posiada piernikarskie tradycje sięgające nawet 1919 r, a warsztatowo nawet XIX wieku! Wytwarzają oni nie tylko pierniki ozdobne, ale również pierniczki nadziewane marcepanem i to je wyobraziłam sobie na straganach rzeszowskiego jarmarku świątecznego.
Oczywiście pachnący przyprawami korzennymi piernik mogą zaoferować panie z kół gospodyń wiejskich, jak choćby piernik na maślance z Zagrody Handzlowianka czy piernik na palonym cukrze będący lokalną specjalnością z Rudnika nad Sanem. Fantastyczny piernik na miodzie i maśle odkryłam też u boguchwalskiej Radosnej Twórczości. Pierniki na jarmark są w stanie dostarczyć również lokalne cukiernie, choć do tej pory żywe jest we mnie wspomnienie pewnego piernika, który reklamowany był jako dojrzewający dwa tygodnie, ale ostatecznie zepsuto go polewając ciasto wstrętną pseudo-czekoladową polewą. Nie o taki produkt mi chodzi!
Co do piernika miałam jeszcze jeden pomysł. Chodziło o stworzenie receptury korzennego ciasta, które mocno kojarzyłoby się właśnie z Podkarpaciem – takiego naszego firmowego Piernika Podkarpackiego. Pomyślałam więc o składnikach. Najpierw o miodzie, tym podkarpackim miodzie spadziowym, który posiada oznaczenie Chronionej Nazwy Pochodzenia. Potem przypomniała mi się tradycja wytwarzania ciemnej melasy (malasu) z buraka cukrowego praktykowana m.in. w Medyni Łańcuckiej i Głogowskiej, skąd pochodzi moja babcia. Czyż nie mamy gotowej bazy do stworzenia własnego regionalnego specjału? Czegoś unikatowego, smakującego regionem, posiadającego swoją własną historię?
NAPITEK
Idąc tropem wykorzystywania regionalnych produktów do przygotowania oferty jarmarku, pomyślałam w następnej kolejności o świątecznych napitkach i o tym czy możemy stworzyć coś charakterystycznie lokalnego na potrzeby naszej imprezy.
Na jarmarkach świątecznych króluje zdecydowanie grzaniec, pojawiają się też miody pitne, poncze i cydry. Grzaniec znamy głównie pod nazwą galicyjski, ja chciałam jednak zaproponować stworzenie bardziej charakterystycznego dla regionu napoju – z dodatkiem ponownie miodu podkarpackiego, ale również kieliszeczka jednej z naszych flagowych nalewek. Jakiej? Wystarczy zaglądnąć na podkarpacką listę produktów tradycyjnych i wybierać do woli: pyszną dereniówkę z Albigowej, żurawinówkę lasowiacką, czy jasielskie malinówkę i wiśniówkę. Zainspirowana skandynawskim glöggiem, w którym pojawiają się również rodzynki, pomyślałam o możliwości dodania do naszego grzańca suszonej śliwki czy gruszki, na wzór tych tradycyjnych z jarosławskiego Pruchnika.
Taki grzany winny trunek możemy sobie następnie zastrzec jako produkt regionalny i sprzedawać go jako Grzaniec Podkarpacki. Wrocław ma swój Grzaniec Wrocławski, dlaczego my nie mamy stworzyć własnego?
Istnieją jeszcze dwa rodzaje gorącego napitku, który widziałabym na stołach Miasteczka. Bezalkoholowy cydr jabłkowy, przygotowany na bazie niefiltrowanego soku jabłkowego, miałam okazję popijać w amerykańskim stanie New Hampshire. Mocno rozgrzewający, pachnący przyprawami korzennymi cydr wpisuje się też w charakter naszego regionu ze względu na obfitość jabłek dostarczanych przez podkarpackie sady. Podkarpackich rodzinnych tłoczni soku jest sporo, a wyjątkowy produkt ma choćby przemyska Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze i ich marka Dzikość z Wilczych Gór produkująca sok tłoczony ze starych odmian jabłoni. Zmarznięte dłonie mogłaby również wspaniale rozgrzewać gorąca herbata z konfiturą z ucieranych płatków róży. Wspomnę tylko, że ucierana róża podkarpacka to produkt również znajdujący się na liście produktów tradycyjnych, zresztą jej aromat nie potrzebuje dalszego uzasadniania.
RĘKODZIEŁO
Po zakupowym rozczarowaniu jakiego dostarczyła mi oferta naszego Miasteczka, wstąpiłam jeszcze na kiermasz w murach Muzeum Etnograficznego na Rynku. I od razu miałam wrażenie, że jestem w innym świecie. Prezentowane tam rzeźby, naczynia drewniane, biżuteria, obrazy w stylu ikon wydawały się być na zupełnie innym poziomie artystycznym niż rękodzieło leżące na straganach Miasteczka zewnętrznego. Wszystko było estetyczne, czuć było rękę artysty, design. W rezultacie obkupiłam się górą przepięknie udekorowanych pierniczków na choinkę (również jadalnych, bo pieczonych na maśle i miodzie), pyszną, aromatyczną konfiturą cytrynową, dla siebie wybrałam oryginalny wisior z mosiądzu, a do ogrodu dokupiłam dekoracje z wikliny od rzemieślnika z Kraczkowej. O takie świąteczne zakupy mi chodziło!
Kiermasz w Muzeum Etnograficznym wypadł nieporównywalnie lepiej niż oferta naszego Miasteczka zewnętrznego… dlaczego?
Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że oferta kiermaszu muzeum została przygotowana zupełnie niezależnie od organizacji Miasteczka! Muzeum samo dobrało wystawców, a różnica była uderzająca. Dlatego to właśnie współpraca z ludźmi kultury i sztuki wydaje mi się przy organizacji przyszłych Miasteczek Świątecznych niezbędna.
Co zatem mogłoby się znaleźć na stołach świątecznych kramów?
Ceramika z Medyni Głogowskiej
Zagroda Garncarska od pokoleń wytwarza tradycyjne naczynia ze szkliwionej gliny. Tymczasem styl tych wyrobów idealnie wpisuje się w charakter kolacji wigilijnej – podane w glinianej misie jarskie pierogi czy gołąbki wręcz zyskują na świątecznej autentyczności. Pomyślałam również, że aby pokazać praktyczne zastosowanie naczyń glinianych, Zagroda mogłaby zaprezentować np. chleb, pasztety czy słodkie babeczki pieczone w swojej tradycyjnej ceramice siwej (tzw. siwakach). Zainteresowanie zwiedzających murowane!
Obrusy świąteczne
Od wielu lat szukałam prostego, ale eleganckiego obrusa na specjalne okazje. Eleganckiego, czyli nie z poliestru, a z bawełny lub idealnie lnianego, być może z dyskretnym ręcznie wykonanym haftem. Odpowiedniej wielkości obrus udało się w końcu znaleźć, ku mojej wielkiej irytacji, na Miasteczku Francuskim w Rzeszowie. Pomyślałam, że to ironia losu – jesteśmy „lnianym narodem”, mamy swoich artystów-rzemieślników, tylko gdzie są ich wyroby? Dlatego na Miasteczku Świątecznym widziałabym właśnie stragan z pięknymi polskimi obrusami, serwetami, fartuszkami kuchennymi ozdobionymi dyskretnym haftem. Za obrus z naszym lokalnym haftem, choćby lasowiackim, osobiście byłabym gotowa zapłacić każde pieniądze!
Klasyczne ozdoby na choinkę
Niby sprawa oczywista, a jednak na rzeszowskich straganach brakuje choćby klasycznych baniek. Oczywiście takich „Made in Poland”, bo chińszczyzny sobie tu nie wyobrażam. Jako wystawcę można zaprosić np. Muzeum Bombki Choinkowej z Nowej Dęby i ich tradycyjne wyroby. Takie stoisko, pełne choinkowych cudów byłoby, samo w sobie, niezaprzeczalną ozdobą Miasteczka. Jako atrakcję można by wprowadzić możliwość zamówienia choinkowej bańki np. z imieniem dziecka, lub specjalną dedykacją.
MIASTECZKO – ATRAKCJE I DEKORACJE
Patrząc na pustawe przestrzenie otaczające nasze Miasteczko aż prosi się o zaproszenie do współpracy specjalistów od „zagospodarowania przestrzeni”. Kogo mam na myśli? Być może jakiegoś rozsądnego architekta lub profesjonalnego dekoratora. Pomyślałam nawet o udziale scenografa, takiego jak ci, przygotowujący spektakle w naszym Teatrze im. W. Siemaszkowej. To oni jak nikt inny są specjalistami od ubierania otoczenia, tworzenia atmosfery, opowiadania pewnej historii, tworzenia nastroju. Na marginesie, już zdecydowanie ręki scenografa brakuje Podziemnej Trasie Turystycznej, bo plastikowy szkielet, zbroja i dwie beczki to mało przemawiające do wyobraźni rekwizyty.
A więc powiedzmy, że mamy już „swoich ludzi”. Czym można ubrać rzeszowski Rynek?
Podświetlenie kamienic
Gra kolorowych świateł i projekcje płatków śniegu na ścianach budynków zachwyciły mnie jeszcze na Manhattanie. Budowanie bajkowej atmosfery rozumie choćby Olsztyn, który na czas trwania Jarmarku Świątecznego „ubiera” kamienice swojego Rynku w świetlne kolory. Rzeszowski Rynek miałaby zatem szansę na zupełną metamorfozę, która z pewnością przyciągnęłoby tłumy mieszkańców.
Świąteczny koncert „Światło i Dźwięk”
Biorąc bardziej ambitny krok na przód, iluminacje świetlne można by skoordynować z klasycznym koncertem kolęd i pastorałek w wykonaniu profesjonalnego chóru (np. chóru katedralnego) oraz muzyków z Filharmonii Rzeszowskiej. Wyobraźmy sobie dziesiątki pięknych głosów wykonujących najpiękniejsze świąteczne utwory przy akompaniamencie orkiestry i zmieniającego się oświetlenia kamienic Rynku. Takie wydarzenie z pewnością ściągnęłoby na Rynek tłumy i wyróżniło Rzeszów w skali kraju.
Muzyka
Skoro już jestem przy muzycznych klimatach… W dniu otwarcia Miasteczka uderzył mnie zupełny brak oprawy muzycznej. Nie tylko skromnego choćby występu z kolędami, ale jakiejkolwiek muzycznej projekcji. Muzyka, zwłaszcza nawiązująca do okresu świątecznego, pomaga tworzyć atmosferę, uzupełnia klimat jarmarku. Cisza potęguje odczucie pustki, a nie o to chyba chodzi w miejscu, do którego chcemy przyciągnąć ludzi! Jak dla mnie scena Rynku powinna teraz rozbrzmiewać muzyką bardziej niż w jakimkolwiek innym sezonie.
Zainspirowana szopkami wystawianymi w kościołach pomyślałam o projekcie szopki miejskiej. Inspiracją była niesamowita instalacja p. Augustyna Inglota w Kielanówce i to jego można by zaprosić do realizacji zadania. Klasyczne szopki z ruchomymi elementami nie wychodzą z mody, są ponadczasowe, kojarzą się z dzieciństwem, uwielbiają je chyba wszyscy.
Jako ambitna alternatywa, można pokusić się o zbudowanie makiety z pociągiem Św. Mikołaja. Za inspirację można obrać np. bieszczadzką ciuchcię i krajobraz Bieszczadów. Zamiast jednak fjordów i lodowców stwórzmy Bieszczadzką Ciuchcię Św. Mikołaja. Kto kreatywnym umysłom zabroni?
Domek z piernika/mini-miasteczko domków z piernika
Szukając informacji o piernikowych tradycjach na Podkarpaciu pojawił się pomysł zlecenia przygotowania bajkowego domku z piernika, takiego, do którego mogłyby wchodzić dzieci. Pięknie udekorowany, pachnący przyprawami i podświetlony domek stojący np. w otoczeniu żywych choinek byłby prawdziwą ucztą dla oczu i nosa, przyciągając dzieci i dorosłych.
Jako alternatywę, można przygotować piernikowe miasteczko miniatur, urządzając tym samym konkurs dla lokalnych cukierni na najbardziej bajkowo udekorowany domek. Kto jest za?
Lodowe igloo dla dzieci
Pokazy rzeźbienia w lodzie przyciągają tłumy, a gotowe, podświetlone lodowe rzeźby zachwycają wszystkich bez wyjątku. Mnie zamarzyło się jeszcze coś innego – wykonane z lodowych bloków igloo dla dzieci, takie, do którego można wejść i obejrzeć wnętrze. Oczywiście realizacja tego pomysłu byłaby zupełnie uzależniona od temperatur zewnętrznych, jednak perspektywa obejrzenia lśniącego niebieską poświatą lodowego domu Eskimosów nawet mnie napawa ekscytacją.
Na Rynku nie brakuje miejsca, aby przygotować wiele atrakcji dla rodzin z dziećmi: Zaczarowany Las, szopka miejska, Bieszczadzka Ciuchcia Św. Mikołaja, domek z piernika, a może prawdziwe igloo?
Choinkowy Las/ Labirynt z choinek
Miejsca na Rynku jest mnóstwo, wystarczająco żeby zamiast rozdawać choiny za darmo, stworzyć z nich podświetlony mnóstwem światełek Zaczarowany Las. Pomiędzy drzewkami można poukrywać niespodzianki, figurki zwierząt, krasnale, itp. Można również zorganizować tam jakąś grę dla dzieci, np. podążaj za tajemnymi znakami, szukaj wskazówek przy następnej figurce, itp. Na końcu labiryntu dzieci można nagrodzić choćby świątecznymi słodyczami.
Kącik do robienia zdjęć
Tak, owszem na Rynku postawiono bałwanki, przy których wsadzając głowę w otwór można sobie zrobić fotkę. Zauważyłam jednak, że odwiedzający częściej fotografują choinkę i inne świetlne ozdoby Miasteczka. To przy tych atrakcjach powinniśmy udostępnić możliwość zrobienia sobie rodzinnej, bardziej profesjonalnej, fotografii. Być może zaangażować fotografa? Na styl foto budki udostępnić zabawne rekwizyty, np. opaskę z rogami renifera czy czapkę Mikołaja. Niech będzie świątecznie i zabawnie!
Akcja charytatywna
W ramach Miasteczka można zadbać też o jakiś szczytny cel i przeprowadzić np. zbiórkę odzieży zimowej dla osób bezdomnych, coś w stylu „Przynieś starą kurtkę”. Pomysłów i potrzeb w regionie z pewnością nie brakuje.
DWA SŁOWA NA KONIEC
Najważniejszy wniosek, jaki po przemyśleniu konceptu Miasteczka mi się nasuwa, to ten, że nie damy rady zrobić dobrego, atrakcyjnego wydarzenia bez zebrania interdyscyplinarnego zespołu. Miasteczko Świąteczne potrzebuje naturalnie patronatu miasta, ale również wkładu specjalistów: dekoratorów, specjalistów od efektów specjalnych, ludzi kultury i sztuki, entuzjastów kulinarnych kuchni podkarpackiej. Być może powinniśmy wysłać miejską delegację na świąteczno-miasteczkowy benchmarking do innych miast?
Przede wszystkim jednak miasto musi zrozumieć potrzebę ulepszenia obecnej oferty i zabrać się za AKTYWNE pozyskiwanie atrakcyjnych wystawców. I jeszcze jedno, nie ignorujmy głosu mieszkańców i ich komentarzy. To oni powiedzą nam czego od świątecznego jarmarku oczekują. W końcu to dla nich tworzy się Miasteczka.