Szykuje się niezłe spektrum wyborcze. Druga tura jest praktycznie przesądzona.
Co ciekawe, Zjednoczona Prawica paradoksalnie robi przysługę opozycji. Kandydatura pana Warchoła i pani Leniart (a wyłoni się jeszcze - o ile już nie wyłonił - kandydat Porozumienia J. Gowina) to gotowy materiał, wedle którego Zjednoczonej Prawicy wcale nie zależy na dobru Rzeszowa, tylko na przepchaniu swojego człowieka i utarciu nosa koalicjantowi. Wygrana pana Warchoła byłaby alarmem dla prezesa, że minister Ziobro rośnie w siłę, zaś wygrana wojewodziny to pokazanie panu Zbyszkowi miejsca w szeregu i - jakby nie patrzeć - akt upokorzenia (wszak przegrałby jego człowiek namaszczony przez samego Tadeusza Ferenca). Te wybory tylko uwydatniają coraz głębsze podziały w koalicji rządzącej.
Co do opozycji - oni nie są bez szans, ale są dwa warunki. Pierwszy - musieliby wystawić wspólnego kandydata. To już pęka - wyłamał się PSL, jest też kandydatka Razem. Ale jeśli KO, Hołownia i część lewicy by się dogadali, to jeszcze mieliby kim postraszyć. No i to jest ten warunek numer dwa. Mówi się o dwóch Pawłach - Kowalu i Poncyliuszu. Mówi się też o Aleksandrze Bobko.
A moim zdaniem powinni powalczyć o panią Łukacijewską. Dlaczego? Po pierwsze jest kobietą, a w obliczu wydarzeń z ostatnich miesięcy byłaby w stanie przyciągać ponadpartyjnie. Po drugie nie jest kojarzona z jakimiś grubszymi aferami czy wałami. Po trzecie ma doświadczenie w samorządzie - nie na takim szczeblu, rzecz jasna, ale czy inni kandydaci takowe posiadają? Po czwarte, z racji swej obecnej profesji otarła się o Europę, no i europosłowie to ludzie majętni, nie musiałaby tu wracać by się "nachapać". A jest i bonusik, do wykorzystania w ewentualnej kampanii wyborczej - w Cisnej wymiatała wynikami wyborczymi, tworząc niebieską enklawą na czerwonej wyspie, zwanej Podkarpaciem.
Ale cóż, jestem realistą i stawiam, że pani Elżbieta pozostanie w Strasburgu, opozycja podzieli włos na czworo albo i pięcioro, i ostatecznie skończy się na drugiej turze między obecnymi koalicjantami. A dla wielu wyborców będzie to dylemat między dżumą i cholerą. Albo żeby było bardziej na czasie - między brytyjskim i południowoafrykańskim szczepem SARS-Cov-2