autor: Steeler » 18 lip 2022, 10:26
Na początek uprzedzam - TL;DR.
Przestałem się tu udzielać z przyczyn, o których nie raz wspominałem, jednakże temat rzekomo regularnego przepłacania w przetargach przewija się na tyle regularnie, że postanowiłem dorzucić parę groszy.
Niestety, naturalny i dla niektórych ulubiony argument "załóż firmę i sam spróbuj" w większości przypadków nie przejdzie. Zamawiający zazwyczaj wymaga pewnego doświadczenia, np. realizacji jednego czy dwóch placów zabaw/montaży ławek/cokolwiek. Można polegać na doświadczeniu innego podmiotu w jakiejś części, ale założenie fikcyjnej działalności i oparcie się w 100% na cudzym doświadczeniu praktycznie w rachubę nie wchodzi.
Trzeba zatem - niestety! - zagłębić się w realia rynku i... życia.
Większość tzw. ogółu społeczeństwa patrzy na przedmiot danego zamówienia przez pryzmat własnego - w przenośni i dosłownie - podwórka. Ot, widzimy, że postępowanie obejmuje np. zakup i montaż 10 ławek. Mimowolnie nasze myśli kierują się więc do ławki, którą to ciocia Halina kupiła w OBI do przydomowego ogródka. Co więcej, owa ławka wywróciła się po pierwszej wichurze, więc wujek Mieczysław przykotwił ją do podłoża jakąś chałupniczą metodą. Działa? Działa. Koszt zakupu i montażu przez wujaszka Mietka wyniósł X - mnożymy więc tę sumę razy dziesięć i doznajemy szoku, że w ofercie potencjalny wykonawca zaproponował 3X albo 4X. Tylko, że na ławce z OBI ciotka Halina siądzie sobie wieczorem po podlaniu trawy, a wujaszek machnie jakiegoś lagera i pójdzie oglądać Wiadomości. W przeciwieństwie do ławki w przestrzeni publicznej nie będą na niej przesiadywać dziesiątki ludzi, a jej wytrzymałości nie będzie testować lokalna gówniarzeria. Nie będzie musiała przez ileś lat pozostawać wystawiona na warunki atmosferyczne od palącego słońca, przez ulewy i gradobicie po ostry mróz - bo wujek na zimę najzwyczajniej ją odczepi i zaniesie do garażu. Albo machnie ręką na to, że po roku będzie wyglądać jak zdezelowany Trabant.
Kiedy więc uwzględnimy użycie odpowiednich materiałów i zabezpieczeń*, cena z automatu pójdzie w górę - i to znacznie. Ale to nie koniec. Te ławki trzeba kupić, dostarczyć i zamontować. Nikt tego za darmo nie zrobi. Oferent musi uwzględnić koszty pracy - czy to swoich pracowników, czy kogoś z zewnątrz. Te, jak wiemy, stale rosną.
Dalej - praktycznie zawsze wykonawca musi objąć przedmiot swojej umowy gwarancją. Dajmy na to - dwuletnią. Czy za dwa lata ławka będzie kosztować tyle samo? Czy za dwa lata koszt jej dostarczenia i roboczogodzina będzie tej samej wysokości? No nie. A jak jeszcze mamy dwucyfrową, galopującą inflację? To wszystko trzeba uwzględnić w ofercie - nikt nie będzie magazynował ławek "na zaś" ani dokładał w przyszłości do interesu.
Powyższe rozważania dotyczą 10 ławek. W rzeczywistości inwestycje są znacznie bardziej skomplikowane. Dochodzi wiele, różnorakich elementów. Na montaż niektórych z nich trzeba uzyskać odpowiednie zgody i pozwolenia. Kiedy np. wchodzimy w strefę ochrony konserwatorskiej zachodzi konieczność użycia wyjątkowych materiałów albo wykonania robót w bardziej czaso- i pracochłonny sposób. Ot, przykładowo - pokrycie 100 m2 elewacji na własnym domu i dla porównania na zabytkowym kinie - z gzymsami, bonowaniem i fikuśnymi attykami, gdzie jeszcze przedtem trzeba skuć stary tynk i wzmocnić konstrukcję ściany. Nierzadko przedmiot jest na tyle specyficzny**, że oferuje go np. jeden albo dwa podmioty w Polsce. Albo po prostu jest to surowiec szeroko dostępny, ale zapotrzebowanie nań jest ogromne, a przy tym drożeje jak jasna cholera (choćby beton).
Już zrobiło się gęsto, nieprawdaż? No to dorzućmy na koniec magiczne, znienawidzone przez niektórych słowo - zysk. Tak! Ci źli przedsiębiorcy nie działają pro publico bono, tylko chcą na tym przetargu ZAROBIĆ. I nie symboliczny procent, tylko na tyle, by pokryć wynagrodzenia (i ich potencjalny wzrost) pracowników, mieć środki na spłatę kredytów inwestycyjnych (w tych, o dziwo, też teraz rosną raty), mieć środki na serwis/leasing/zakup swojego sprzętu (znowuż - Makita z OBI wujka Mietka to jednak inny kaliber niż to, czym dysponują profesjonalne przedsiębiorstwa), a oprócz tego odłożyć na nowego Mercedesa. No bo, właściwie... czemu nie?
W istocie tak powierzchowna i skupiona na tak śmiesznym zakresie "inwestycja" pokazuje ile zmiennych trzeba brać pod uwagę szykując się do realizacji inwestycji finansowanej z grosza publicznego. Mimo wszystko, warto sobie na koniec zadać proste pytanie: czy skoro zamawiający szacuje przedmiot zamówienia na, powiedzmy, milion złotych (opierając się na kosztorysach i pewnym rozeznaniu rynku), a następnie spływa dziesięć ofert, z czego najniższa to 1,2 miliona, a najwyższa 2 miliony - i oferty te składali przedsiębiorcy od Krakowa po Przemyśl i od Sanoka po Lublin - to naprawdę można zakładać, że wszyscy z nich się umówili i solidarnie wywindowali ceny?*** I że to zjawisko funkcjonuje w całej Polsce, niezależnie od sektora, w jakim działa zamawiający?
* - to, że wykonawcom zdarza się partolić robotę lub używają materiałów innych niż wymagał tego zamawiający jest faktem, ale nie ma związku z ceną danej pozycji. Zamawiający ma odpowiednie narzędzia by takie praktyki wykrywać i domagać się ich usunięcia, a trefnego wykonawcę lać po głowie i eliminować patologie z rynku.
** - fanaberie zamawiających niewątpliwie powinny podlegać krytyce, ale to nie ma żadnego związku z ceną danej pozycji. Jak burmistrz chce w gabinecie żelazny tron, to nie jest winą oferenta, że musi do jego produkcji użyć dziesiątek mieczy zamiast malowanych proszkowo rurek.
*** - zmowy przetargowe istnieją i istniały, ale primo - zjawisko to z roku na rok traci na sile, a secundo - są odpowiednie organy, które z tym walczą. Tym bardziej powinno nam wszystkim zależeć, by Polska była państwem prawa, a praworządność znaczyła coś więcej niż oręż w połajance partii rządzącej.
Disclaimer: jestem zwykłą osobą fizyczną, nie reprezentuję interesów żadnego przedsiębiorstwa, a także nie pracuję w instytucji żadnego zamawiającego na stanowisku związanym z tymże.