Właściciel Pałacyku Lubomirskich chce odtworzyć fragment barokowych ogrodów, które niegdyś otaczały pałac. Na przeszkodzie stoi jedno drzewo. Ale nie byle jakie - rzadki i bardzo stary dereń. - Po raz pierwszy nie wiem, jaką decyzję podjąć - mówi Izabela Kazimierz, zastępca podkarpackiego wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Konserwator zabytków w Rzeszowie ma poważny problem. Musi podjąć decyzję, wybierając spośród rozwiązań, z których każde może wzbudzać kontrowersje. Po jednej stronie kusząca perspektywa odtworzenia części założeń ogrodowych na podstawie słynnego planu Karola Henryka Wiedemanna z 1762 r., który sam zaprojektował ten ogród w połowie XVIII w. Projekt nowego ogrodu już powstał, jego realizacja stanowiłaby idealne dopełnienie pałacyku, ogród w barokowym stylu byłby wisienką na torcie ogromnej inwestycji, prowadzonej od dwóch lat przez właściciela, Okręgową Izbę Lekarską w Rzeszowie. Jej celem jest przywrócenie blasku temu najpiękniejszemu spośród rzeszowskich zabytków.
To był jeden z najznakomitszych ogrodów Rzeczypospolitej: z rzeźbami, stawem i fontannami. Jerzy Ignacy Lubomirski nie szczędził nań pieniędzy, bo był szaleńczo zakochany w swej drugiej żonie Joannie von Stein zu Jettingen, 14-letniej Saksonce, i zamierzał ją uszczęśliwić ogrodem jak z bajki. Na planie Wiedemanna przed pałacem widać partery kwiatowe o dywanowych wzorach, wzbogacone czterema basenami z wodą. Urozmaiceniem ogrodów były także szpalery drzew, labirynty ze strzyżonych cisów i arabeski ze strzyżonego bukszpanu. Ogród schodził tarasami do dużego stawu.
Władze Okręgowej Izby Lekarskiej od początku zakładały, że przed pałacem powstanie ogród, ale początkowo przedstawiły konserwatorowi zabytków współczesny projekt urządzenia zieleni, na to jednak konserwator się nie zgodził. - Powstał nowy projekt, nawiązujący do dwóch kwartałów ogrodów znanych z planu Wiedemanna, oczywiście zaadaptowany do przestrzeni, jaką dziś zajmuje ogród przy pałacu, ale wykorzystujący historyczne rośliny - tłumaczy Izabela Kazimierz.
Obecny właściciel też nie chce oszczędzać na ogrodzie, bo pałac razem z eleganckim otoczeniem będzie piękną wizytówką OIL.
Żeby jednak namiastka barokowych ogrodów mogła zostać zrealizowana, musiałby pójść pod topór jedno drzewo, na trawniku przed pałacem. - Nie da się urządzić tego ogrodu, zachowując je, bo ogród ma nawiązywać do stylu baroku. Szkoda byłoby pogrzebać szansę na odtworzenie historycznego otoczenia pałacu, usunięcie drzewa pozwoliłoby także na lepszą ekspozycję elewacji pałacu, z drugiej strony jednak chodzi o bardzo rzadkie drzewo, do którego są przywiązani mieszkańcy - rozważa konserwator zabytków w Rzeszowie. Okazuje się jednak, że problem z dereniem jest znacznie głębszy i nie chodzi tu o sentymenty rzeszowian.
Najmniejszych wątpliwości, jak należy postąpić w tym przypadku, nie ma Narcyz Piórecki, dyrektor Arboretum i Zakładu Fizjografii w Bolestraszycach, który dobrze zna sprawę rzeszowskiego derenia i ma mocne argumenty za tym, by za wszelką cenę ochronić to drzewo. - Według mojej oceny to XVIII-wieczny dereń. On nie wygląda na aż tak stary, bo derenie mają bardzo mały przyrost - wyjaśnia Piórecki. Jego zdaniem ten dereń mógł być częścią oryginalnego XVIII-wiecznego ogrodu otaczającego pałac. - Mam zdjęcie z 2005 r., na którym widać, że symetrycznie, po drugiej stronie ogrodu, rósł drugi dereń, niestety zniknął. Dziś już go nie ma, ale starsi ludzie pamiętają, że wcześniej rosły tu symetrycznie ułożone cztery derenie. Tak właśnie sadzono w baroku. Moim zdaniem można się ich doszukać na planie Wiedemanna - przekonuje Narcyz Piórecki. W dodatku podkreśla, że jest to wyjątkowo cenny okaz z innego jeszcze powodu: - W Rzeszowie są tylko dwa tak stare drzewa: oprócz derenia przy Pałacyku Lubomirskich jest jeszcze tylko platan, który rośnie przy ul. Zamkowej. W całym województwie podkarpackim jest tylko około 15 równie wiekowych dereni - wyjaśnia. Jego zdaniem sprawa jest bajecznie prosta: - Dla mnie problem w ogóle nie powinien istnieć: przecież nie można ścinać ponad 150-letniego drzewa tylko po to, żeby odtworzyć fragment ogrodu, który istniał przez niedługi okres w XVIII w. Myśląc w ten sposób - czy powinniśmy wyburzać całe kwartały kamienic, żeby odtwarzać barokową zabudowę? - denerwuje się Piórecki.
Jedynym słusznym według niego rozwiązaniem jest posadzenie symetrycznie drugiego derenia i ułożenie planu ogrodu na nowo, tak by uwzględnić krzewy. - Derenie można łatwo formować na dowolne kształty - podkreśla i dodaje: - Ktoś posadził tą piękną, długowieczną roślinę, właśnie z myślą o ozdobie otoczenia pałacyku przez długie lata. Nie bardzo rozumiem, dlaczego mielibyśmy ją teraz wycinać.
O tym, czy drzewo zostanie wycięte, oraz czy projekt ogrodu zostanie zrealizowany w obecnym kształcie, ma zdecydować konserwator zabytków. Wcześniej zleci jednak oficjalną ocenę wieku derenia.