Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Opinie, komentarze, propozycje, sugestie dotyczące Rzeszowa.

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: klamar1214 » 28 wrz 2015, 22:16

tam chodziło chyba o kwote inwestycji za jaką wykonano,wykonuje się,zainwestowano ale el Presidente mógł coś pomylić
klamar1214
Zaangażowany
Zaangażowany
 
Posty: 264
Na forum od: 16 lut 2015, 21:53

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: porteño » 29 wrz 2015, 1:02

klamar1214 pisze:tam chodziło chyba o kwote inwestycji za jaką wykonano,wykonuje się,zainwestowano ale el Presidente mógł coś pomylić

A dokładniej, że na najbliższych pięć lat rozplanował już wydać na różne inwestycje miliard euro ze środków unijnych.
porteño
Uzależniony
Uzależniony
 
Posty: 1022
Na forum od: 24 lip 2014, 18:02

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: klamar1214 » 29 wrz 2015, 20:50

no i git !tylko jak się ŁUNIA rozleci to komu będziemy oddawać? :lol:
klamar1214
Zaangażowany
Zaangażowany
 
Posty: 264
Na forum od: 16 lut 2015, 21:53

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: Boss » 21 lut 2016, 21:00

http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,1382 ... eszow.html

Bezpieczny, pełen studentów, ''ani za duży, ani za mały''. Rzeszów wyrasta na lidera polskich miast
Mateusz Witkowski
Podziel się 2246
Tweetnij

Jak wskazują badania, za trzydzieści pięć lat tylko dwa polskie miasta będą mogły poszczycić się wzrostem liczby mieszkańców. Pierwsze z nich to, jak łatwo się domyślić, Warszawa. Drugie natomiast to... Nie, nie Kraków, Wrocław czy Poznań. Mowa o Rzeszowie. Zaskoczeni? Niesłusznie.
REKLAMA

Pierwsze wrażenie może okazać się nieco mylące. Okolice Dworca Głównego w Rzeszowie cierpią na najpopularniejszą z chorób, na jakie zapada przestrzeń miejska w naszym kraju. Mowa o „szyldozie” - wokół kłują w oczy reklamy zachęcające do zakupu knysz, zapiekanek i innych niezbędnych produktów. Wszystko zaprojektowane rzecz jasna przez grafików, którzy prawdopodobnie nienawidzą swojej pracy.

Do roku 2050 tylko w dwóch dużych polskich miastach przybędzie mieszkańców >>

Jest wczesne popołudnie, wypadałoby coś zjeść. Jako że cenię sobie spokój żołądka, ignoruję okołodworcową ofertę kulinarną i kieruję się w stronę historycznego centrum. Całość zaczyna nabierać kolorów. Dosłownie, bo do tej pory wszystko wokół miało barwę polskiej zimy.

Wygląd okolic dworca kolejowego może wprowadzić w błąd (fot. Mateusz Witkowski)
Wygląd okolic dworca kolejowego może wprowadzić w błąd (fot. Mateusz Witkowski)
Zbliżam się do przejścia dla pieszych w al. Piłsudskiego i zerkam w prawo: parę kroków dalej znajduje się słynny pomnik Czynu Rewolucyjnego, bardziej znany pod nazwą, której z przyzwoitości nie przytoczę. Okolice Urzędu Marszałkowskiego i rzeczonego monumentu wyglądają całkiem elegancko i wielkomiejsko. Ba, przyjechałem z dużo większego miasta, którego centrum razi prowincjonalnością (przepraszam innych krakusów), tęsknię więc za rozmachem. Po raz pierwszy, i nie ostatni, zaczynam rzeszowianom zazdrościć.

Mekka studentów

Krążę wąskimi uliczkami w okolicach rynku. Zupełnie intuicyjnie, bo chwilowo usługa lokalizacji w Google Maps odmawia posłuszeństwa. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to fakt, że oferta staromiejskich kawiarni, pubów i restauracji jest ściśle podporządkowana tutejszym studentom. „Studenci 10% taniej”, „Kebab studencki”, „Obiad dla studenta”, „student” odmieniony przez wszystkie przypadki i uhonorowany wszystkimi możliwymi rabatami.

Trudno się dziwić. Choć próżno szukać tutejszych uczelni w rankingach najlepszych szkół w Polsce, Rzeszów cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród absolwentów liceów i techników. Garść statystyk: szacuje się, że w stolicy Podkarpacia mieszka aż 60 tysięcy studentów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę ogólną populację miasta (ponad 180 tysięcy mieszkańców), można śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z ośrodkiem akademickim, co się zowie. Według badań Eurostatu Rzeszów może się poszczycić największą liczbą studentów w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców w całej Unii Europejskiej.

Kopuła nowego budynku Politechniki Rzeszowskiej nawiązuje kształtem do kropli wody (fot. Mateusz Witkowski)
Kopuła nowego budynku Politechniki Rzeszowskiej nawiązuje kształtem do kropli wody (fot. Mateusz Witkowski)
Liczba ta nie może być przypadkiem. Złośliwi stwierdzą pewnie, że dziś każdy chce studiować, żeby przedłużyć sobie dzieciństwo, a dostanie się na Uniwersytet Rzeszowski czy Politechnikę Rzeszowską (kolejno 61. i 65. miejsce w rankingu polskich uczelni z ubiegłego roku) nie stanowi specjalnego wyzwania nawet dla przeciętnie inteligentnych jednostek. Gdy weźmiemy jednak do ręki zestawienie uczelni, po których zarabia się najlepiej, dostrzeżemy, że podkarpacka polibuda mieści się w pierwszej dwudziestce. Wyprzedza przy tym m.in. Uniwersytet Jagielloński. Rozwijający się wokół przemysł i wysokie technologie to sygnał, że pracy dla inżynierów i informatyków będzie coraz więcej. Młodzi dobrze o tym wiedzą.

Prezydenckie kontrole czystości

Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje jednak na to, że mamy do czynienia z miastem wyjątkowym. Uroczy, acz kameralny rynek. Nieco secesyjnej architektury, pomiędzy którą powtykano w latach dziewięćdziesiątych i w pierwszej dekadzie XXI wieku pokraczne plomby. Ciasne uliczki. Słowem: Galicja AD 2016.

No dobrze, jest jedna rzecz, która bardzo wyraźnie sygnalizuje, że mamy do czynienia z nieprzeciętnym polskim miastem. Mowa o schludności. Nawet spod dość grubej warstwy brudnego śniegu, która pokrywa ulice, wyziera dbałość o detale. Rzeszów uchodzi za miasto naprawdę czyste i zadbane, w którym pomazane sprejem ściany i wyszczerbione krawężniki to rzadkość. Przynajmniej jeżeli ograniczymy się do centrum miasta.

Pomnik Tadeusza Nalepy na ul. 3 Maja (fot. Mateusz Witkowski)
Pomnik Tadeusza Nalepy na ul. 3 Maja (fot. Mateusz Witkowski)
Estetyka to zresztą oczko w głowie władz. Być może opowieści prezydenta Tadeusza Ferenca dotyczące objazdów po mieście, podczas których gospodarz sprawdza, czy wszystko jest w najlepszym porządku, to wynik PR-owej zręczności. Niewykluczone jednak, że mamy do czynienia z czymś więcej niż wizerunkowym zabiegiem. Tadeusz Ferenc to jeden z niewielu prezydentów polskich miast cieszących się tak dużym poparciem. Związany z lewicą polityk został wybrany na swój urząd trzykrotnie - w roku 2007 otrzymał niemal 77 proc. głosów. Bronią go zarówno widoczne gołym okiem efekty, jak i liczby.

„Czego potrzeba więcej?”

Decyduję się na kawę w poleconym przez eksrzeszowianina lokalu Ad Rem, znajdującym się jakieś dwieście metrów od rynku. Co prawda nie byłem zainteresowany studenckimi udogodnieniami oferowanymi przez pobliskie bary, tym razem czuję jednak, że ekonomia jest po mojej stronie. W cenie pięciu złotych otrzymuję ogromną (wiem, co mówię) filiżankę całkiem niezłej białej kawy. Zazdrość pojawia się po raz drugi.

Z rozwieszonych ponad moją głową proporczyków i plakatów przypatrują mi się legendy żużla (to sport bardzo silnie wpisany w tradycję miasta, podobnie jak siatkówka). Postanawiam zasięgnąć języka u miejscowych. Obsługująca pani wcale się nie dziwi, że pracuję właśnie nad takim, a nie innym artykułem: - Teraz to już wszyscy się nami interesują, można się przyzwyczaić.

Czy zainteresowanie jest słuszne? - Jak najbardziej, bardzo wiele się zmieniło na przestrzeni ostatnich lat. Jeszcze niedawno to było po prostu takie trochę zapyziałe miasto na uboczu. Teraz powstają co chwilę nowe inwestycje, coraz więcej osób do nas przyjeżdża pracować, bo rozwija się przemysł lotniczy. Moja rozmówczyni podkreśla, że Rzeszów zrobił się naprawdę przyjaznym wobec swoich mieszkańców miastem. Jak wskazują badania, to najbezpieczniejszy z największych ośrodków miejskich w Polsce: - Jest gdzie pójść, jest co zobaczyć, jest gdzie zrobić zakupy, miasto całkiem ładnie wygląda, no to czego potrzeba więcej? Na dodatek Rzeszów jest idealnej wielkości: ani za duży, ani za mały.

Wbrew pozorom obsługa Ad Rem jest szalenie gościnna (fot. Mateusz Witkowski)
Wbrew pozorom obsługa Ad Rem jest szalenie gościnna (fot. Mateusz Witkowski)
Z zaplecza przybiega współpracujący z właścicielami baru kierowca. Około pięćdziesięcioletni pan Marek zaczyna wychwalać tutejszą komunikację miejską oraz drogi: - Jeździ się bardzo przyjemnie, miasto się za bardzo nie korkuje, ulice odnowione, szerokie. W autobusy też włożono sporo pieniędzy, to zresztą widać. Jak się dowiaduję, kierowca mieszkał już w kilku polskich miastach, zarówno mniejszych, jak i większych od Rzeszowa: - Dzięki temu mam porównanie. A tutaj to już trzy lata siedzę i raczej nie myślę, żeby się wyprowadzać. Bo to jest, wie pan... miasto do życia!

Drugiego Radomia nie będzie

Dynamiczny rozwój ośrodka miejskiego tej wielkości nie mógłby być rzecz jasna one man show - samo zaangażowanie i ambicje Tadeusza Ferenca byłyby niewystarczające. Zdaniem rzecznika prezydenta, Marka Chłodnickiego, kluczową rolę odegrało kilka czynników. Po pierwsze, pewnie niewiele osób zdaje sobie sprawę, z tego że jeszcze niecałą dekadę temu Rzeszów był... dwukrotnie mniejszy. - Udało się nam podwoić powierzchnię miasta - z 54 do 117 kilometrów kwadratowych. Dzięki temu uzyskaliśmy nowe tereny inwestycyjne, m.in. utworzyliśmy tu Specjalną Strefę Ekonomiczną Rzeszów-Dworzysko. Już jesteśmy po przetargach na sprzedaż działek - mówi rzecznik.

Przyłączone do miasta gminy nie zwiększyły jednak znacząco liczby ludności. Dużą część ich powierzchni zajmują tereny uprawne oraz ziemia, która może być przydatna przy okazji kolejnych inwestycji. Dlatego też Rzeszów co prawda przoduje w statystykach dotyczących liczby studentów przypadających na tysiąc mieszkańców, ale pod względem gęstości zaludnienia sytuuje się na tle dużych polskich miast dość nisko.

A skoro przy poszerzaniu granic i komunikacji jesteśmy - władze miasta mają chrapkę również na gminę Jasionka, w której leży rzeszowskie lotnisko. Postanawiam upiec kilka pieczeni na jednym ogniu: wsiadam w autobus linii 51 i jadę w stronę portu lotniczego. Dzięki temu mam okazję przyjrzeć się bliżej tutejszej komunikacji miejskiej.

O ile pojazdy dowożące pasażerów na lotnisko są zwykle mało reprezentatywne, to dwa dni mojej wizyty, podczas których wielokrotnie korzystałem z autobusów, pokazały, że w tej kwestii w Rzeszowie również stawia się na świeżość i estetykę. Stare, podupadłe na zdrowiu pojazdy pojawiały się sporadycznie, zostały skutecznie zastąpione nowym taborem. Na dodatek niemal nie zdarzyło mi się jechać „na sardynkę”, choć podróżowałem również w godzinach szczytu.

Po drodze mijam jeszcze most Tadeusza Mazowieckiego - drugi pod względem wysokości most w Polsce - po czym wysiadam na lotnisku. Cała podróż trwa jakieś dwadzieścia minut. Co prawda tłumów nie ma, ale nie wygląda też na to, aby rzeszowski port lotniczy miał podzielić los tego, który znajduje się w Radomiu.

Aleja Piłsudskiego z perspektywy okrągłej kładki (fot. Mateusz Witkowski)
Aleja Piłsudskiego z perspektywy okrągłej kładki (fot. Mateusz Witkowski)
Wystarczy rzucić okiem na liczby: w ubiegłym roku Rzeszów Airport obsłużył 645 214 pasażerów, co daje mu ósme miejsce wśród istniejących w Polsce lotnisk. W roku poprzednim było ich około 45 tysięcy mniej, stale rośnie również liczba lotów oraz miejsc, w które może dostać się bezpośrednio ze stolicy Podkarpacia.

Wysokie loty

Na tym rzecz jasna nie kończą się związki Rzeszowa z szeroko pojętą branżą lotniczą. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie dzięki niej miasto weszło w epokę nowoczesności. Gdy w 1936 roku Eugeniusz Kwiatkowski [wicepremier, minister przemysłu i handlu, minister skarbu II Rzeczypospolitej - przyp. red.] ogłosił plany dotyczące budowy COP (Centralnego Okręgu Przemysłowego), okazało się, że zakłady zajmujące się najbardziej postępowymi gałęziami przemysłu zostaną ulokowane w województwie podkarpackim. Polskie Zakłady Lotnicze otwarte rok później w Rzeszowie zapewniły miastu długotrwały i owocny rozwój.

Ten stan rzeczy skończył się w roku 1990. Zakłady straciły głównego kontrahenta, którym były państwa Układu Warszawskiego. Należało odnaleźć się w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Po kilkunastu latach, które upłynęły głównie na masowych zwolnieniach i zmniejszaniu produkcji, doszło wreszcie do prywatyzacji zakładów (wówczas już pod nazwą WSK Rzeszów). Proces zakończono w 2002 roku, firmę objęła amerykańska United Technologies Company. Kolejne kilka lat poświęcono na restrukturyzację całego przedsiębiorstwa i zaadaptowanie najwspółcześniejszych technologii.

Było warto. Dziś rzeszowskie zakłady należą do światowej czołówki w swojej branży. Mowa tu oczywiście nie tylko o jednej firmie. Dyrektor WSK Marek Darecki zainicjował stworzenie klastra, a więc poziomego połączenia zakładów z tej samej branży. Tak powstała Dolina Lotnicza, chluba miasta i jeden z głównych czynników, który zapewnił Rzeszowowi w ostatnich latach pierwsze miejsce wśród polskich metropolii pod względem wzrostu PKB.

Nie zapomina się tu również o szkoleniu przyszłej kadry, która podejmie pracę w Dolinie. Stworzono instytucję o nazwie AERONET, zrzeszającą kilkanaście, nie tylko podkarpackich, uczelni. Stawia się również na edukację młodzieży - zarówno tej starszej (mowa o szkolnictwie średnim, technicznym), jak i młodszej: współorganizowany przez Politechnikę Rzeszowską cykl „Politechnika dla Dzieciaków” ma sprawić, że najmłodsi zakochają się w technice, ze wskazaniem na lotnictwo.

Zresztą trudno przeoczyć fakt, że w Rzeszowie stawia się na edukację. Jedną z najdroższych inwestycji ostatnich lat było stworzenie kompleksu naukowo-dydaktycznego ZALESIE, którego budowa pochłonęła ponad 125 milionów złotych (dwie trzecie tej kwoty zostało pokryte z funduszy unijnych). O szansach związanych z pobytem w mieście wiedzą również goście z zagranicy. Gdy pojechałem zobaczyć nowy budynek Politechniki Rzeszowskiej (z efektowną kopułą przypominającą kroplę wody) i kręciłem się po korytarzach, można było usłyszeć obcy język: zarówno angielski, jak i (co nie dziwi ze względu na położenie miasta) ukraiński.

Szukając łazienki, zabłądziłem w okolice auli, w której jakiś zespół odbywał akurat próbę. Wykonywali „Simply The Best” Tiny Turner. Niewykluczone, że refren utworu kapela dedykowała prezydentowi Ferencowi.

Kładka z Szanghaju

Tadeusz Ferenc wydaje się być najlepszym, co przydarzyło się miastu od dobrych kilku dekad. Prezydent od początku swoich rządów sukcesywnie zrywa z mitem uwstecznionego, niechętnego do nowinek i zapuszczonego Podkarpacia. Jeżeli na hasło „Polska B” pojawia się w głowie mieszkańców naszego kraju jakikolwiek obraz, to można mieć pewność, że nie ma on nic wspólnego z Rzeszowem.

Nic dziwnego. Ferenc śmiało sięga po rozwiązania podpatrzone w innych krajach. Weźmy choćby okrągłą kładkę znajdującą się nad aleją Piłsudskiego - rozwiązanie to prezydent podpatrzył w Szanghaju, gdzie gościł sześć lat temu na Expo. Gospodarz miasta powołuje się czasem m.in. na dublińskie wzorce, ma też pomysł na nowe rozwiązanie w zakresie komunikacji miejskiej: chodzi o kolejkę nadziemną. Gdyby Rzeszów zdecydował się na wdrożenie tej technologii, byłby (obok Londynu) jednym z pierwszych miast na świecie, które ją posiadają. Ferenc nie zaniedbuje też kwestii wizerunkowych, zdobywając się od czasu do czasu na odrobinę ekscentryzmu w rodzaju prezentu wysłanego Natalie Portman (rodzina gwiazdy pochodzi z Rzeszowa). W przesyłce znalazła się m.in. ręcznie malowana koszulka z napisem „Family roots are imPORTMAN!”.

Most Narutowicza wciąż wzbudza wśród mieszkańców sporo kontrowersji ze względu ma skojarzenia z tęczą (fot. Mateusz Witkowski)
Most Narutowicza wciąż wzbudza wśród mieszkańców sporo kontrowersji ze względu ma skojarzenia z tęczą (fot. Mateusz Witkowski)
Sukces, jaki odnosi ostatnimi czasy stolica Podkarpacia, zainteresował również zagraniczne media. Miasto odwiedziła reporterka włoskiego portalu L'Espresso, Federica Bianchi. Rzeszów został zestawiony z Crotone, miastem znajdującym się na podeszwie apenińskiego buta, w Kalabrii - niezbyt zamożnej części włoskiego Południa. Porównanie wypada miażdżąco - na korzyść Rzeszowa, rzecz jasna. O ile jeszcze niedawno można było mówić o dwóch rozwijających się ośrodkach miejskich, posiadających lotniska finansowane z funduszy UE, dziś można powiedzieć o Crotone jedynie to, że niebawem zbankrutuje i jest winne Wspólnocie Europejskiej około sześciuset milionów euro.

Co jest nie tak?

Najwyższy przyrost PKB wśród dużych polskich miast, niskie (okołosześcioprocentowe) bezrobocie, świetne gospodarowanie środkami unijnymi, poprawa bezpieczeństwa, rozrost terytorialny, rozwój technologiczny... Bardzo zależało mi na uniknięciu laurkowego tonu, próbowałem więc dowiedzieć się, co jest nie tak.

Jak się okazuje, słabych punktów jest kilka. Po pierwsze, wspomniany rzeszowski estetyzm nie dotyczy, niestety, całego miasta. Rozrost terytorialny, za którym nie idzie proporcjonalny wzrost populacji miasta, musi skutkować tym, że spora część powierzchni miejskiej to chaotycznie porozrzucane bloki poprzecinane polami uprawnymi i działkami zakupionymi pod inwestycje. Póki co pachnie to trochę polską myślą urbanistyczną, a więc często: brakiem myśli.

Po drugie, podczas autobusowych podróży po mieście trudno nie zauważyć, z jak dużą częstotliwością występują tu wszelkiej maści galerie handlowe. Tu kolejna statystyka, w której Rzeszów przoduje: na tysiąc mieszkańców przypada 800 metrów kwadratowych powierzchni handlowej, a więc - znowu - najwięcej w Polsce. Wiąże się to między innymi z rozwojem przemysłu i nowych technologii, dzięki którym stolica Podkarpacia wykształciła swoją własną klasę średnią. To ona odpowiada za lwią część konsumpcji, od której zależy byt tutejszych centrów handlowych.

Nie byłoby w tym oczywiście nic złego, gdyby nie fakt, że (przepraszam za truizm) potrzeby materialne to nie wszystko. Rzecznik Marek Chłodnicki deklaruje: - Stawiamy na zrównoważony rozwój. Budujemy nowe drogi, żłobki, przedszkola i szkoły, hale sportowe i boiska. Unowocześniamy komunikację publiczną. Zwalniamy przedsiębiorców z podatków, aby zachęcić ich do tworzenia miejsc pracy. Ważne są również nowe tereny rekreacyjne, ścieżki rowerowe, parki czy place zabaw. Te wszystkie działania mają zachęcić ludzi do osiedlania się w mieście. Brakuje tu jednak miejsca dla kultury.

„Tu każde wydarzenie reklamują jako imprezę życia”

Niektórzy mieszkańcy narzekają, że w mieście nie bardzo jest co robić. Skonfrontowałem tę opinię z Aleksandrą, doktorantką kulturoznawstwa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która z powodów osobistych i ekonomicznych przeprowadziła się półtora roku temu do Rzeszowa:

- Pierwsze wrażenia po przeprowadzce? Rzeszów jako miasto galerii handlowych i kebabów. Później okazało się, że życie towarzyskie toczy się całkiem nieźle, tylko że w podziemiach. Gorzej z życiem kulturalnym. Może mam skrzywione spojrzenie, ale za wiele to się tu nie dzieje. Oczywiście każdy średni event reklamowany jest jak impreza życia i opisywany w mediach w samych superlatywach, bo w końcu to miasto rozwoju i wszyscy się cieszymy, że tyle się wydarza.

Rzeczywiście, rzeszowskie teatry odgrywają raczej marginalną rolę, samo miasto niespecjalnie nęci ofertą kulturalną, a miejsca w rodzaju znajdującego się tu Muzeum Dobranocek to raczej jednorazowa przyjemność. Wydaje się, że w całej tej przemysłowo-technologicznej gorączce trochę zmarginalizowano czynnik, nazwijmy to górnolotnie, duchowy.

Co prawda gustowny Zamek Lubomirskich znajdujący się w samym centrum miałby być docelowo zaadaptowany jako instytucja kultury, ale marzenia Tadeusza Ferenca, aby promowano tu „wysoką” rozrywkę w rodzaju „Skrzypka na dachu” i „Strasznego dworu”, wskazują na to, że polityka kulturalna w mieście jest o dobrych kilka lat zapóźniona wobec reszty działań...

Miasto symbol

W tym momencie jedną z kluczowych trudności, przed jakimi stanie miasto, są zaległości nie do nadrobienia. Mianowicie: umiarkowanie interesująca historia i brak ikon, z którymi można by identyfikować stolicę Podkarpacia. Co do pierwszego z problemów: na godzinę przed powrotem do domu wybrałem się na wycieczkę po położonej pod rynkiem Podziemnej Trasie Turystycznej, reklamowanej jako jedna z największych atrakcji Rzeszowa. Odrestaurowany system starych piwnic o długości 396 metrów jest, owszem, schludny, ale narracja, która się z nim wiąże (miejsce do przechowywania wina, skrytka podczas drugiej wojny światowej), nie ma w sobie nic, czego nie spotkalibyśmy w innych miastach Polski (tu rzeszowian przepraszam: osobiście uważam, że nie ma czegoś takiego jak miejsce z nieciekawą historią - po prostu niektóre z opowieści mają większy potencjał, który pozwala sprzedać je w efektowny sposób).

Pomnik Czynu Rewolucyjnego widziany z ogrodów bernardyńskich (fot. Mateusz Witkowski)
Pomnik Czynu Rewolucyjnego widziany z ogrodów bernardyńskich (fot. Mateusz Witkowski)
Podczas wędrówki podziemiami unaocznia się kolejna trudność. Nie wspomniałem wyżej, że mój rozmówca, pan Marek, choć opisywał miasto i zmiany w nim zachodzące w samych superlatywach, skwitował swoją wypowiedź słowami: - Tylko wie pan, ci ludzie... Miejscowi oglądani okiem przyjezdnych jawią się jako nieufni i niechętni wobec obcych.

Podkreśla to również Aleksandra: - W wielu miastach młodzi non stop narzekają, że nie ma co robić, że nie ma perspektyw itd., i nikt jakoś z tego powodu nie czuje się urażony i nie odbiera tego jako personalny atak. Tutaj powiesz źle na Rzeszów, to masz przerąbane. I nienawidzą krakusów, bo to „skąpcy, którzy liczą każdy grosz” i „hipsterzy”. Od współzwiedzających (jak mi powiedziano, pochodzili z Rzeszowa i okolic) dowiedziałem się między innymi, że 80 proc. funkcjonariuszy UB było pochodzenia żydowskiego i że w ten sposób mścili się na Polakach. Przewodnik, również miejscowy, nie miał zamiaru wyprowadzać ich z błędu, raczej przyklasnął tej błyskotliwej tezie i ruszyliśmy dalej.

By nie popadać w niesprawiedliwe generalizacje, zasugeruję jednak, że do przełomu takiego, jak ten, który ma miejsce w Rzeszowie, nie doszłoby w społeczeństwie ślepo zapatrzonym w przeszłość oraz zamkniętym na zmiany i obce wzorce. Większym problemem wydaje się brak symboli i wizerunkowej identyfikacji, która pozwoliłaby „sprzedać” miasto w Polsce i na świecie.

Tadeusz Nalepa (który „przechadza się” ulicą 3 Maja) to chyba nie dość mocna figura, Natalie Portman jest kojarzona z miastem co najwyżej przez miejscowych (a i tu nie ma mowy o pełnym sukcesie - sprawdzałem), silniki odrzutowców są nazbyt bezduszne, a słynny pomnik Czynu Rewolucyjnego za bardzo kontrowersyjny i wzbudzający różne skojarzenia. Wygląda więc na to, że miasto bez symboli ma szansę samo stać się miastem symbolem: symbolem rozmachu, dużych ambicji i myślenia dalekiego od prowincjonalizmu.



Mateusz Witkowski (ur. 1989). Redaktor naczelny i współzałożyciel portalu Popmoderna.pl. Absolwent krytyki literackiej na Wydziale Polonistyki UJ, obecnie doktorant na tym samym wydziale. Interesuje się związkami między literaturą a popkulturą, brytyjską muzyką z lat 80. i 90. oraz włoskim futbolem. Zdecydowanie sprzeciwia się dzieleniu kultury na „wysoką” i „niską”. Publikował m.in. w „Dwutygodniku”, „Xięgarni”, „Czasie Kultury”, „Opcjach”, stale współpracuje z Gazeta.pl i Wirtualną Polską.
Pozdrawiam Marcin
www.pbase.com/fotogrzebyk
Awatar użytkownika
Boss
Zaangażowany
Zaangażowany
 
Posty: 199
Na forum od: 30 cze 2014, 22:31
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: harpun » 12 mar 2016, 17:02

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wszystko ładnie, ale tak nie może być, ja stanowczo protestuje..
harpun
Zaangażowany+
Zaangażowany+
 
Posty: 378
Na forum od: 05 sie 2014, 22:00
Lokalizacja: Kraków

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: Frodo907 » 12 mar 2016, 18:51

Z protestami to do braciszków Bernardynów. To w ich gestii jest teraz pomnik.
Obrazek
Awatar użytkownika
Frodo907
Uzależniony
Uzależniony
 
Posty: 879
Na forum od: 08 lip 2015, 19:35
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: Ole » 16 mar 2016, 12:25

Ale obesrany. A miasto nawet nie może posprzątać. Braciszkowie wiadro i szmata ....
---- Regulamin Forum Rzeszowskich Inwestycji ----> https://inwestycje-rzeszow.pl/viewtopic.php?f=10&t=766
Awatar użytkownika
Ole
Moderator
Moderator
 
Posty: 2139
Na forum od: 04 lip 2014, 9:23
Lokalizacja: Staromieście

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: maks » 16 kwie 2016, 18:38

Ten pomnik zna każdy, kto wjeżdża do Rzeszowa.

http://fakty.tvn24.pl/fakty-po-poludniu ... 36233.html
maks
Fanatyk
Fanatyk
 
Posty: 3542
Na forum od: 25 gru 2014, 21:47

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: Arrival » 17 kwie 2016, 20:32

Też ostatnio tam przechodziłem i pierwsze co "rzuca się w oczy" to ogromny smród. Centrum miasta wojewódzkiego, jedna z "atrakcji turystycznych" i nawet podejść się nie da. Nie ogarniam :(.
Awatar użytkownika
Arrival
Uzależniony
Uzależniony
 
Posty: 720
Na forum od: 16 lis 2014, 13:59
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Cudze chwalicie, Rzeszowa nie znacie...

Postautor: pisul » 18 kwie 2016, 0:02

Kiedyś był ten filmik z uciekającym pomnikiem z cokołu w TVP Rzeszów ale że to aż dotarło do TVNu?

Obrazek

Obrazek
screen:TVN
Awatar użytkownika
pisul
VIP
VIP
 
Posty: 8535
Na forum od: 27 cze 2014, 21:40

PoprzedniaNastępna

Wróć do Dyskusje o Rzeszowie

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości