Ano takie miejsce wypoczynkowe, że pójdź sobie tam dowolnego dnia, albo w weekend i zobacz ile ludzi tam odpoczywa. Takie miejsce wypoczynkowe, że objęte programem Natura 2000. To jest niewyobrażalny skarb, że 20-30 minut spaceru od centrum miasta można odpocząć wśród zieleni i ciszy. Ja wiem, że dla niektórych mieszkańców Rzeszowa, którzy niedawno wprowadzili się np. ze wsi, miasto to to mają być wieżowce, estakady i beton ale to się zmieni w 2-3 pokoleniu.
Problemy na Kwiatkowskiego należało zacząć rozwiązywać PRZED pozwoleniem na chaotyczną zabudowę Drabinianki. Korki to nie jest wina Wisłoka przecinającego miasto, tylko kompletnego braku wyobraźni i planowania. Nie chcę mi się tu rozpisywać o koncepcji chociażby miasta ogrodu, kiedy nie potrafimy nawet parku zorganizować czy fragmentu miasta objąć MPZP tak, żeby sąsiad sąsiadowi nie zaglądał do okna w kuchni czy uwaga, rocket science: żeby zaplanować dzielnice tak, żeby przedszkole było w zasięgu krótkiego spaceru. Kompletnie pomijam fakt, że za 30-40 lat transport jaki znamy dziś nie będzie istniał. I nie mam na myśli kolejki nadziemnej tylko brak ropy, samochody autonomiczne, carsharing i tego typu wynalazki. Warto spojrzeć jak kształtuje się u się rozwiązywanie problemów transportowych w miastach czy społeczeństwach o dłuższej tradycji motoryzacji czy nawet polskich, bardziej progresywnych intelektualnie niż Rzeszów. Kilka lat temu przeprowadziłem się do Warszawy - w biurze w którym pracuje, 2 osoby na 10 przyjeżdża do pracy samochodem - reszta to tramwaj/metro/Uber i spacer. Dlaczego? Ano bo to tańsze i wygodniejsze. A w Rzeszowie jeździ się po bułki furką.
Problemem Rzeszowa jest absolutny pierdolec na punkcie dojazdu wszędzie i zawsze prywatnym samochodem oraz wieloletnie zaniedbania w dziedzinie transportu publicznego - co z tego, że mamy nowe autobusy jak siatka połączeń i zasady jej tworzenia nie zmieniły się od lat?. W późnych latach 90' z Rzeszowskiego MPK korzystało ok. 50 milionów* pasażerów rocznie a miasto było mniejsze. Dziś to nieco ponad 30 milionów. Co to oznacza w praktyce? Dziesiątki tysięcy przejazdów indywidualnych dziennie więcej na Rzeszowskich ulicach. W Rzeszowie jest już ponad 600 samochodów na 1000 mieszkańców, tymczasem zaobserwowano, że przy licznie ponad 300 w zasadzie niemożliwe jest zmniejszenie korków. Po prostu się nie da biorąc pod uwagę powierzchnię jaką tyle samochodów zajmuje na drodze zmniejszyć korków. No chyba żebyśmy domy poburzyli
Nie pomogą żadne estakady, autostrady, lewoskręty, prawoskręty. Korki będą większe i większe i większe. Żeby złapać skalę - 200 000 wjeżdżających do miasta codziennie samochodów, ustawionych jeden przy drugim, zderzak w zderzak to jest 1000 kilometrów "korka". Czyli jakby pierwszy stanął przy Wielkiej C, to ostatni będzie stał w Zurychu. Nadal myślisz, że nowy prawoskręt czy kawałek obwodnicy zmniejszy korki?
Nowy most tylko zwiększy ruch samochodowy w mieście/centrum, to nie jest chyba trudne do zrozumienia. Więcej osób postanowi wsiąść do samochodu. Nie rozładowuje się korków budując nowe ulice, to nie działa
To jest czysta matematyka, choć pełna paradoksów, przytoczony w zdaniu wcześniej nazywa się paradoksem Braessa.
Odpowiedź jak zmniejszyć korki w mieście znajduje się na poniższym obrazku, na każdym ilość miejsca ile jest potrzebne to przewiezienia 75 osób różnymi sposobami:
*potrzebuję znaleźć źródło, mogłem się pomylić w dokładnej liczbie.
Edit:
Żeby nie było tak zupełnie negatywnie przekonajcie mnie na podstawie:
- danych i liczb
- lektur opracowań naukowych/raportów/badań
- przytoczonych faktów z podaniem źródła
- przykładów z innych miast
że przy liczbie 600 aut na 1000 mieszkańców można zmniejszyć korki lub zwiększyć średnią prędkość poruszania się po mieście budując nowe drogi. Każdemu, kto przedstawi sensowną argumentację popartą jakimikolwiek wiarygodnymi dowodami - stawiam piwo