http://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/7,34 ... ntarz.html"Rzeszów jest niekwestionowanym liderem ekonomicznym, biznesowym i edukacyjnym regionu. Wzorem dla wielu miast. Często w czołówkach rankingów. Prezydent Tadeusz Ferenc nie ma już czasu odbierać osobiście wszystkich nagród.
Codziennie do Rzeszowa wjeżdża 135 tysięcy samochodów (dane miejskie) wiozących tysiące pracowników, uczniów i studentów, którzy pracują na wizerunek i pozycję stolicy Podkarpacia. Na parkingach często więcej jest samochodów z rejestracjami z regionu niż tych rzeszowskich. To samochody pracowników i studentów, którzy w stolicy Podkarpacia wynajmują mieszkania.
„Robota musi się robić”, jak mawia prezydent Tadeusz Ferenc. Ale mentalnie miasto tego tempa nie wytrzymuje. Nie nadąża za sukcesem, który osiągnęło, a rzeszowscy urzędnicy czasem nie nadążają za ideą innowacyjności.
Przykłady?
Rzeszów dławi się własnym sukcesem komunikacyjnym. Ulice nie wytrzymują tak wielkiej liczby samochodów, jaka się przez nie przetacza codziennie. Efektem są potężne korki. Inwestycje drogowe, które mają rozwiązać problem, są spóźnione. Nie tylko te drogowe. Odwoływane są przetargi, bo często cena oferowana przez wykonawców znacznie przewyższa szacunki miasta. Może są więc zaniżone? Nie opierają się na realnych, rosnących kosztach inwestycji?
Do pozycji lidera aspiruje się nie tylko skalą i liczbą inwestycji, trzeba także wspiąć się na odpowiedni poziom myślenia. Innowacyjnego, przewidującego, adaptującego nowoczesne trendy. A tego brakuje. Rzeszów aspiruje do miana metropolii. A która z europejskich metropolii pozwoliłaby sobie np. na przebudowy sygnalizacji świetlnych na kluczowych skrzyżowaniach w godzinach szczytu komunikacyjnego? To nie mieści się w standardach nowoczesnych miast.
Zablokowane zielone światła
Przykład? Paraliż Rzeszowa w kwietniu br. Tysiące samochodów stały w kilometrowych korkach. Miejskie autobusy miały godzinne opóźnienia. Miasto winą obarczyło wykonawców. A może jednak zawinili urzędnicy? Powstał zupełnie niepasujący do potrzeb miasta harmonogram prac, zatwierdzili go urzędnicy. Dali zielone światło wykonawcom, a ci zielone światła na skrzyżowaniach zablokowali i zatrzymali ruch w blisko 200-tysięcznym mieście na długi czas.
Rzeszowskich urzędników ta lekcja niewiele nauczyła, bo latem rozpoczął się montaż nowoczesnych, tzw. pływających, studzienek kanalizacyjnych. Prace poważnie komplikujące ruch uliczny prowadzone były w ciągu dnia, także w godzinach szczytu, na najważniejszych ulicach.
– Mieszkałem w Montrealu u córki i byłem w szoku, kiedy pewnego ranka wyszedłem, a cała ulica nieopodal domu miała nową nawierzchnię. Została wymieniona nocą – opowiada mi pan Henryk, mój sąsiad.
Marzy mi się takie zarządzanie miastem, które ma przede wszystkim na względzie dobro mieszkańców.
Eliminowanie ruchu samochodowego z centrum? Nie w Rzeszowie
W nowoczesnych miastach, nie tylko za granicą, ale także w Polsce, obowiązujący jest trend eliminowania ruchu samochodowego z centrów. Wszystko po to, by odzyskać centra miast dla mieszkańców. W Polsce liderem takich rewolucyjnych zmian jest Jaworzno. W tym 100-tysięcznym śląskim mieście zwężono drogi w centrum. Postały nowe szykany, wyniesione skrzyżowania, przejścia i kładki dla pieszych, wysepki i zwężenia zmuszające do zmniejszenia prędkości. Usprawniono komunikację miejską. Jedna z ulic zmieniła się do tego stopnia, że dla pieszych jest tam do dyspozycji osiem metrów szerokości, a samochody mają ich trzy. Powstało pierwsze w Polsce rondo z pasem dla rowerzystów. Planowana jest budowa autostrady rowerowej.
W Europie takie działania nie są już niczym nowym. Przodują w nich miasta holenderskie. Z kolei w centrum Barcelony likwidowane są pasy ruchu na rondach. Kierowcom pozostawia się tylko jeden pas, a na odzyskanym terenie buduje się np. boiska do koszykówki. Miasto przywracane jest ludziom. W Lublanie na Słowenii całkowicie wyprowadzono ruch samochodów z centrum miasta.
W Rzeszowie ścisłe centrum to jeden wielki zatłoczony parking, a w planach jest budowanie kolejnych dróg.
Każdy kto wsiada do autobusu powinien mieć bilet przy sobie!
Rzeszów deklaruje, że konkretnymi działaniami zachęca mieszkańców i przyjezdnych do korzystania z komunikacji miejskiej. Kupuje się nowe autobusy, wyznacza buspasy, buduje nowoczesne przystanki, także ogrzewane, wprowadzono kartę miejską, biletomaty. Tyle tylko że ciągle nie ma dobrej oferty dla wjeżdżających do miasta. Parkingi typu park and ride pozostają w sferze zapowiedzi i deklaracji. Korki powodują opóźnienia autobusów.
A i sensu stosowania nowości oferowanych pasażerom samo miasto do końca nie rozumie. Mandaty dostają pasażerowie, którzy wystarczająco szybko nie kupili biletów w biletomacie na pokładzie autobusu. W ZTM urzędnicy tłumaczą, że każdy, kto wsiada do autobusu... powinien mieć bilet przy sobie! Po co więc biletomaty? Czy każdy pasażer musi być traktowany jak potencjalny naciągacz, który chce okraść miasto?
Nawet wprowadzenie darmowych przejazdów dla dzieci uczących się w rzeszowskich szkołach nie odbyło się bez przeszkód. Radość uczniów i ich rodziców zmąciła konieczność wystawania w kolejkach, dostarczania dokumentów, łącznie z tymi z urzędów skarbowych.
Od lat ulice na zachód od centrum korkowane są przez kolej, która z uporem maniaka około godziny ósmej rano przetacza wagony towarowe przez przejazd na Langiewicza i Hanasiewicza. Kolej jest obojętna na skargi mieszkańców. Te manewry powodują zatory na kilku ważnych miejskich ulicach oraz na wszystkich dojazdach. Kolej utrzymuje, że tak musi być i że to miasto powinno zadbać o alternatywne ciągi komunikacyjne. A miasto? Opowiada, że interweniuje u kolei, prosi, tłumaczy. I nic.
Karmi więc niezadowolonych wizjami budowy wiaduktu nad torami, łączącego ulicę Wyspiańskiego z Hoffmanowej i dalej z pl. Śreniawitów. I od azu dodaje, że to wizja mało prawdopodobna z powodów własnościowych.
Jestem dumny z tego, jak rozwija się moje rodzinne miasto, ale czekam, kiedy stanie się bardziej przyjazne dla mieszkańców. Tych, którzy już tu żyją, i tych, którzy codziennie tu przyjeżdżają i być może niebawem także tu zamieszkają."