oraz
2013.09.23
„To ostatnia szansa dla dworca w Rzeszowie”Urbaniści mówią: innej szansy na wybudowanie w Rzeszowie nowoczesnego dworca przesiadkowego nie będzie. Ale czy miasto na własne życzenie nie uzależniło się w planach budowy od prywatnego przedsiębiorcy?
Działania wokół stworzenia Rzeszowskiego Centrum Komunikacyjnego napawają z jednej strony nadzieją, ale z drugiej strony poważną obawą, co do okoliczności jego powstawania i uzależnienia inwestycji miasta od prywatnego przedsiębiorcy (lub przedsiębiorców). Żeby to wytłumaczyć, muszę zacząć od początku.
Wiele polskich miast już dawno przystąpiło do budowy nowoczesnych dworców, które mają jednocześnie służyć jako zintegrowane węzły przesiadkowe. Pasażerowie komunikacji kolejowej, autobusowej międzymiastowej, autobusowej miejskiej i podmiejskiej bez większych problemów będą w nich mogli zmieniać środki lokomocji i docierać do celów podróży. W budowie są na przykład takie duże dworce-centra w Katowicach i w Olsztynie.
Potrzebę budowy podobnego dworca w Rzeszowie widać gołym okiem. Dworce różnych rodzajów transportu w mieście, szczególnie kołowego, są znacznie od siebie oddalone. Oprócz siedziby głównego przewoźnika autobusowego – PKS, niektórym podróżnym wcale nie będzie łatwo zlokalizować stanowiska innych autobusów: międzymiastowych, międzynarodowych, podmiejskich i prywatnych. Wszystkie one obsługiwane są z różnych dworców, a nawet pojedynczych przystanków zorganizowanych prowizorycznie. To musi skutkować bałaganem w komunikacji i niewygodą pasażerów.
Miejscy urbaniści już dawno przewidzieli konieczność budowy wspólnego dworca regionalnego dla wszystkich rodzajów autobusów.
W obowiązującym w Rzeszowie od wielu lat Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego na tą publiczną inwestycję przeznaczono teren starych i nieużytkowanych parowozowni przy ul. Kochanowskiego, po północnej stronie dworca PKP. Połączenie funkcjonalne dworca kolejowego z nowym autobusowym i uzupełnienie ich ewentualnie o funkcję handlowo-usługową ma stworzyć całość założenia znanego nam właśnie pod terminem Rzeszowskie Centrum Komunikacyjne.
Trzeba mieć świadomość, że z uwagi na konieczność powiązania inwestycji z dworcem PKP, tereny byłych parowozowni to jedyne miejsce, w którym taki węzeł przesiadkowy można rozbudować. I właśnie z tego powodu miejscy urbaniści przestrzegają: „tylko dopóki tereny te nie będą przez kogoś zabudowane, miasto ma jedyną i ostatnią szansę na nowoczesny dworzec”.
Miasto istotnie podjęło to wyzwanie. Rzeszowski ratusz planuje zrealizować tą wielką inwestycję w latach 2015 – 2019 i w tym celu ubiegać się będzie o jej dofinansowanie z przyszłej perspektywy finansów unijnych. Inwestycja będzie prowadzona zapewne przy współudziale zainteresowanych przewoźników, ale inwestorem wiodącym będzie miasto. Wstępny koszt szacowany jest na 450 mln złotych, sumę astronomiczna, ale przy dofinansowaniu w granicach 80 proc. wydaje się ona bardziej do przełknięcia dla miasta i przewoźników.
Do tego momentu przyszłość inwestycji wydaje się rysować optymistycznie. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy przyjrzymy się, jak zmieniają właścicieli działki przeznaczone pod przyszłe Centrum. Wydawałoby się naturalne, że miasto planując budowę Centrum Komunikacyjnego, powinno zabiegać o pozyskanie terenów niezbędnych pod tą inwestycje.
Niestety, dzieje się coś zupełnie odwrotnego.
Na wiosnę tego roku PKP (właściciel działek pod planowane Centrum) postanowiło wystawić działki po wyburzonej parowozowni na sprzedaż. Jest to około połowy terenu, o którym piszę. Miasto nie tylko nie wyraziło chęci ich zakupu, ale prezydent i jego urzędnicy zadeklarowali w mediach (GC Nowiny z 13 marca), że pomogą PKP w znalezieniu kupca na te działki. W konsekwencji na początku czerwca PKP sprzedało w przetargu połowę terenów prywatnemu przedsiębiorcy za dość niewygórowaną cenę.
PKP przygotowuje obecnie kolejny przetarg, aby sprzedać druga połowę działek z istniejącą parowozownią. Również w tym wypadku miasto nie wyraziło chęci zakupu, a z ratusza znowu usłyszeliśmy publiczne zapewnienia (GC Nowiny z 18 września), że miastu zależy, aby przedsiębiorcy inwestowali na tych terenach.
Powyższa niekonsekwencja działań ratusza mocno mnie dziwi. Jeśli od lat wiadomo, że tereny te są przeznaczone pod dworzec regionalny, to po co zachęcać przedsiębiorców do kupna tych działek? Jeśli miasto planuje na tych terenach inwestycję za 450 mln zł, to dlaczego w pierwszej kolejności nie zadbało o własność gruntów. Każdy inteligentny przedsiębiorca (lub przedsiębiorcy) posiadający działki, na których chce inwestować miasto, znajdzie kilka sposobów na zrobienie interesu dobrego dla siebie, a niekoniecznie dla miasta. Choćby zmusi miasto do swojego komercyjnego udziału w inwestycji i to na własnych warunkach. Przecież Centrum Komunikacyjne będzie miało również funkcję handlową...
Miasto może co prawda przygotować i uchwalić Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego, który przeznaczy teren tylko pod funkcję komunikacyjną i utrudni samowolne działania przedsiębiorcy (lub przedsiębiorców). Ale plan taki powstanie nie wcześniej niż za rok, a w tym czasie przedsiębiorca (lub przedsiębiorcy) mogą już nabyć własne prawa inwestycyjne i znowu mogą podyktować miastu warunki. Mechanizmy te znane są każdemu, kto choć trochę obserwował życie ekonomiczne naszego miasta (casus Millenium Hall) i tym bardziej nie mogę zrozumieć, dlaczego rzeszowski ratusz w tak oczywisty sposób „odpuścił” sobie nabycie terenów pod przyszłe Centrum.
Składając wszystkie powyższe fakty mogę dojść tylko do jednego wniosku. Czy to przez bałagan decyzyjny, czy to przez świadome działanie, miasto w sprawie budowy Rzeszowskiego Centrum Komunikacyjnego już teraz w dużym stopniu uzależniło się od prywatnego przedsiębiorcy (lub przedsiębiorców) posiadających prawo własności do terenów potrzebnych pod budowę Centrum.
Robert Kultys
http://twinn.pl/?idd=8&poz=ml1%20&rok=2 ... =6&poz=ml1