Bieżnia szumnie zwana ścieżką biegową. Dlaczego Rzeszów wybudował tylko 500 metrów?
Biegam dla przyjemności. Bez spinki, rekordów, maratonów. Dla dobrego samopoczucia, by po całodniowym siedzeniu za biurkiem i wlepianiu oczu w komputer choć chwilę pobyć na świeżym powietrzu.
Mieszkam na jednym z przyłączonych osiedli. Mogłabym biegać w okolicach domu, ale... No właśnie, zimą – smog, latem – luzem biegające hordy psów. Żeby więc pobiegać, muszę podjechać. Latem lub w wolne dni do Boru Głogowskiego. Nie ma to jak bieganie po miękkich leśnych ścieżkach. Gdy mam mniej czasu – nad Wisłok.
Jak to robią w Europie
Trasa nad Wisłokiem, którą zwykle pokonuję, ma mnóstwo plusów i dwa zasadnicze minusy. Nie jest oświetlona na całej długości, którą zwykle pokonuję, a bieganie w ciemnościach nie należy do moich ulubionych rozrywek. No i nie ma tu odpowiedniej nawierzchni dla biegaczy, która chroniłaby stawy przed przeciążeniem i kontuzjami. Biegacze radzą sobie więc, jak mogą. Biegają w ciemnościach z czołówkami, wydeptują ścieżkę na trawie wzdłuż asfaltowego chodnika, co po opadach oznacza bieganie po błocie...
Dlatego zawsze, gdy gdzieś wyjadę, spoglądam na ścieżki biegowe. Zastanawiam się, jak europejskie miasta traktują biegaczy i czy chętnie wydają pieniądze na dedykowane im rozwiązania.
Zwróciłam uwagę zwłaszcza na rozwiązania zastosowane w dwóch europejskich stolicach. Pierwszy przykład to nieodległy Budapeszt. Tam na całej długości Wyspy Małgorzaty położonej na Dunaju jest fantastyczna ścieżka biegowa. Nie dość, że pokryta tartanem, nie dość, że oświetlona, to jeszcze została tak zaplanowana, że stanowi ponad pięciokilometrową pętlę. Nie ma więc mowy o bieganiu tam i z powrotem. Raj dla biegaczy!
Myślicie, że taka ścieżka w sercu europejskiej stolicy to sztuka dla sztuki? Nic podobnego, korzysta z niej mnóstwo osób. O każdej porze dnia można tam spotkać biegaczy. Zauważyłam też, że ścieżka jest naprawdę wąska. W zasadzie do biegania gęsiego, co jednak nikomu nie przeszkadza.
Podczas tegorocznych wakacji zwróciłam uwagę na ekologiczną ścieżkę biegową w parku przy Praterze w Wiedniu. Wysypana korą również dobrze spełnia swoje zadanie i również, jak ta nad Dunajem w Budapeszcie, ma wielu użytkowników. Zapewne jej podbudowa została dobrze przygotowana, by dało się po niej biegać także podczas deszczowych dni. Sądzę też, że koszt jej wykonania był niższy niż ścieżki tartanowej.
500 metrów w Rzeszowie
W Rzeszowie do niedawna takich udogodnień dla biegaczy nie było w ogóle, więc bardzo się ucieszyłam, kiedy na początku października, po długich zapowiedziach, w końcu została oddana ścieżka dla biegaczy nad Wisłokiem. Choć to nie moje rejony biegowe, bo zwykle biegam za zaporą, postanowiłam ją przetestować.
Jakie mam obserwacje? Jeśli chodzi o nawierzchnię – fantastyczne. Wystarczy po kilkudziesięciu metrach wbiec na asfalt, by dotkliwie poczuć różnicę. Nawet po dłuższym bieganiu stawy nie bolą. W dodatku nawierzchnia nie ma przykrego zapachu gumy, jaki ma np. bieżnia na stadionie Resovii.
Ale na tym plusy się niestety kończą. Ścieżka jest dramatycznie krótka, za to zupełnie niepotrzebnie szeroka. Bieganie to nie sport zespołowy. Poza maratonami, które odbywają w Rzeszowie okazjonalnie, nikt nie biega w grupach! A dla uczestników maratonów to zdecydowanie za krótki dystans. Nawet jak na trening.
No chyba, że to bieżnia dla uczniów, do biegu na 500 m. Tylko po co szumnie nazywać ją ścieżką biegową? Ścieżka świetnie by się sprawdziła, nawet gdyby miała jedną trzecią tej szerokości co dziś. Dzięki temu, za tę samą cenę 780 tys. zł, mielibyśmy nie 500, a 1500 metrów. Różnica niebagatelna! No i może wtedy nie byłoby tego problemu, który teraz często zgłaszają biegacze, że równie często jak do biegania jest wykorzystywana do spacerów, jazdy na rowerze czy rolkach... Tablice informujące o tym, że to miejsce tylko dla biegaczy, dotąd się nie pojawiły.
Nie ma planów?
Co więcej, zgodnie z rzeszowskim zwyczajem ścieżka nie została oświetlona. Oddano ją jesienią, kiedy dzień jest krótki. Kto, poza uczniami na lekcjach wf-u, ma czas na to, by biegać w środku dnia? W dodatku nasza ścieżka jest znikąd donikąd. Nie ma mowy o bieganiu w kółko, bo to wyrwany odcinek. Korzystanie z niego oznacza bieganie tam i z powrotem. Do znudzenia, bo żeby zrobić jakiś sensowny dystans, trzeba ją przebiec wielokrotnie.
Niestety, szybko się to nie zmieni. Wprawdzie był pomysł zgłoszony do budżetu obywatelskiego, by budować nowe ścieżki biegowe, ale nie zdobył wymaganej liczby głosów. – W tej chwili nie ma planów, by w przyszłym roku budować ścieżki dla biegaczy – mówi Aleksandra Wąsowicz-Duch, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Rzeszowie.
Cóż, choć Rzeszów chce gonić nowoczesne miasta w różnych dziedzinach, jakoś w tej dotyczącej rozwiązań dla biegaczy niemiłosiernie wlecze się w ogonie.
gazeta rzeszow