Po długotrwałej batalii z własnymi pokusami, w końcu uległem tej kompulsywnej sile i założyłem ten oto wątek. Po co?
Choćby po to, że temat jest na czasie, bardzo żywy i przewijający się w kilku innych tematach. A skoro ma być o urbanistyce, która uczy jak kształtować przestrzeń publiczną, niech i przestrzeni serwerowej daleko będzie od chaosu
Ale główny powód jest - na szczęście - bardziej merytoryczny. Chciałbym w tym temacie obudzić ducha "starych inwestycji". Na starym forum zacząłem się udzielać przeszło 10 lat temu. Wówczas największej krytyce poddawane były "skośne daszki", maślane elewacje i ekspansja budynków Ryszarda P. Większość dzisiejszych inwestycji, tak szeroko krytykowanych, budziłaby wtedy niemal powszechny zachwyt. Niemal, bo i wtedy udzielali się użytkownicy, niejako "wyprzedzający" epokę. To tylko pokazuje jak - mimo wszystko - dojrzał gust mieszkańców. Sam zostałem poddany takiej transformacji, chociaż - przyznaję - nie w takim stopniu, jak "krzewiciele" mądrze i estetycznie zaplanowanego miasta mogli się spodziewać.
Ja i wielu innych zmieniło swoje postrzeganie, bo poza incydentalnymi przypadkami radykalizmu, toczyła się rzeczowa, wyważona dyskusja. Niestety, dzisiejsza społeczność jest dużo bardziej spolaryzowana. Z jednej strony mamy przykład pana Pisula - nieocenionego kronikarza i promotora sukcesu Rzeszowa. Niestety, rzeczony Pisul przyjął postawę bezkrytyczną wobec działań miasta oraz deweloperów, a jednocześnie tak wypraną z emocji w stosunku do ich przeciwników, że ściągnął na siebie szeroką falę krytyki. Z drugiej strony tkwi przypadek pana ArkaDomina, który formułując słuszną tezę, opakował ją w sposób bliższy literackim fantazjom niż chłodnej rzeczywistości.
Otóż nie - prezydent, radni, generalnie szeroko pojęta władza publiczna, nie robi wszystkiego dobrze. Ba, robi dużo niedobrego. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że Rzeszów może uchodzić za polską czy europejską perłę urbanistyki, że to miasto rośnie według mądrze ułożonego planu (bo jakiś plan - gorszy lub lepszy - ale zawsze jest), że ma odwagę dokonać rewolucji z komunikacji miejskiej.
Jednocześnie równie absurdalne jest twierdzenie, że w Rzeszowie nikt nie chce mieszkać, że panują tutaj nastroje bliskie postapokaliptycznej metropolii, a najlepiej sprzedającym się towarem są grube rolety i okiennice.
Nie, wzrost rozwoju i prestiżu miasta nie jest wprost proporcjonalny do wysokości budynków. Ale budowanie powyżej sześciu kondygnacji również nie zabija tkanki miejskiej. Wieżowce same w sobie nie są złe. Złe jest ich ulokowanie, nieprzemyślany wpływ na otoczenie, nierzadko też architektura.
Nie, styropian, tynk i imitacja deski nie są złe. Złe jest wmawianie, że coś, co stanowi - nazwijmy to - pakiet standard, usilnie zalicza się do pakietu premium. Że unika się prostych zabiegów, dzięki którym nawet powszechnie krytykowany tynk przestaje być problemem.
Dzieje się tak dlatego, że dla większości ludzi jakość elewacji czy usytuowanie budynku w przestrzeni nie ma tak wielkiego znaczenia. Tak jak dla większości ludzi nie ma większego znaczenia jakiś Trybunał Konstytucyjny czy ochrona praworządności. To przykre, ale prawdziwe. Przeciętny "napływowiec" musi sobie poradzić z kredytem, wykończyć mieszkanie, posłać dzieciaki do placówek, znaleźć pracę i do niej dojechać. Dopiero jak to gra, może podczas spaceru pomyśli, poczuje, że w jednej przestrzeni czuje się lepiej, a w innej gorzej. Radykalizacja nie pomoże w kalibrowaniu tych odczuć.
Reasumując, pokładam wielkie nadzieje w tym, że to forum - relikt w czasach FB-owych grup dyskusyjnych - zacznie w końcu pełnić funkcję edukacyjną, a nie propagandowo-błotorzutną. Zacznę od siebie. W tym roku zasilę z rodziną ewidencję tutejszego wydziału spraw obywatelskich. Tak, brakuje mi więcej zieleni, ale nie czuję też betonowego przytłoczenia (to, oczywiście, zależy od miejsca przebywania). Lubię wysokie budynki i rozumiem tych, którzy chcą mieszkać wysoko, choć zamieszkam w bloku 5-piętrowym. Nie czuję, by moje dziecko nie miało co tu robić, przeciwnie - kreatywność rodzica potrafi zaspokoić niejeden deficyt w infrastrukturze. Jednocześnie boli mnie pogarda, z jaką ratusz podchodzi do MPZP, że opiera rozwój na uznaniowych WZ, że nie potrafi skonstruować dobrej komunikacji miejskiej. Odnoszę też wrażenie, że włodarzom brak odwagi w walce o jakość powietrza czy większy rozmach w dziedzinie kultury. Uważam, że Rzeszów - patrząc szeroko - jest dobrym miejscem do życia. Taka mocna czwórka w szkolnej skali ocen. Tyle, że mi zawsze bardziej smakowała piątka, a co dopiero szóstka. Warto o nie powalczyć, ale nie poprzez robienie z naszej "szkoły" Cambridge czy ogarniętego pożarem burdelu.
Rozmawiajmy, zasypujmy się przykładami, wyjaśniajmy wątpliwości, tłumaczmy fakty, odrzucajmy mity - a na dodatek, róbmy to biorąc pod uwagę szeroki kontekst: lokalizacyjny, gospodarczy, demograficzny i kulturowy. Tylko wtedy jest szansa, że osiągnie się kompromis, który pozwoli każdemu czuć się tu po prostu dobrze.