Stwórzmy też coś oryginalnego, co nie tylko będzie przewoziło pasażerów, ale stanie się też swoistą wizytówką miasta i magnesem dla turystów choćby z innych regionów Polski. Kolejka jednoszynowa wkomponowana w istniejacą infrastrukturę byłaby strzałem w dziesiątkę, ale na to trzeba dobrego architekta, żeby na lesie betonowych słupów wzdłuż głównych arterii się nie skończyło.
Powiedzmy sobie szczerze, Rzeszów na miasto turystyczne ma niewielkie szanse, a sprawa nie sprowadza się do dobrego architekta, który zakamufluje słupy kolejki. Miasto położone na uboczu kraju, nie mając dużych aglomeracji w pobliżu, z zewnętrzną granicą Unii na wschodzie i pustymi górami i lasami na południu nie ma takiego potencjału. A przede wszystkim nie ma atutów takich jak Zakopane (góry), Mikołajki (jeziora), zabytki (choćby Zamość), zabytki techniki lub dawne manufaktury (Łódź, Śląsk). Pamiętajmy, że kolejka w Wuppertal to przede wszystkim
zabytek, pierwszy odcinek otwarto w 1901, jeździł nią jeszcze cesarz. Tak więc nie można stawiać znaku równości między nią, a lśniącym Bombardierem pomykającym ulicami Rzeszowa oraz zakładać, że nasza kolejka w podobny sposób nas rozsławi. Miasta holenderskie mają waterbusy, a miasta w górach mają windy, ale jak widać zaważyły na tym geograficzne uwarunkowania. Zresztą kolejka w Wuppertal też nie znalazła się tam przypadkowo, to zagłębie Ruhry, jeden z najgęściej zaludnionych i najbardziej uprzemysłowionych rejonów Europy. Hut i spawaczy tam było w brud do stawiania kolejki. Tymczasem jedynym takim 'uwarunkowaniem' w przypadku Rzeszowa (poza potrzebą pokazania się) są rzekomo za ciasne ulice.
Prawdę mówiąc, gdybym był bezstronnym obserwatorem odwiedzającym Rzeszów to patrzyłbym z politowaniem na miasto, które planuje wybudować sobie symbol i magnes dla turystów za kilkaset mln., a zamienia swój najbardziej rozpoznawalny obiekt w centrum miasta w syf i sralnik. Żeby można mówić o symbolach i magnesie dla turystów w przypadku takiego miasta jak Rzeszów, to nie wystarczy jedna niebotycznie droga inwestycja przepchnięta wmawianiem ludziom że niedługo utoną w korkach a ulice są za ciasne. Do tego trzeba spójnego pakietu inwestycji, konsekwencji, a przede wszystkim odwagi. I ubrania tego w jasny przekaz, a nawet kampanię reklamową dla mieszkańców: planujemy zmienić wizerunek i atrakcyjność miasta poprzez to, to i to. Wtedy można przekonać ludzi (jeśli jest np. 6 inwestycji w pakiecie, z czego 2 ci się nie podoba, to i tak całość odbierasz pozytywnie), uzyskać środki, pokazać, że jest jakiś plan stojący za inwestycjami, a nie tylko wyskakujące z kapelusza inwestycje, np. kładka, którą ludzie ochrzcili aureolą prezydenta, bo mają poczucie, że jest trochę z czapy i przepchnięta bo się tak komuś podobało. Jest wielka determinacja, upór i skłonność do wydawania wielkich pieniędzy w niektórych sprawach (kolejka), lawirowanie w innych (gmach urzędu miasta - chcemy imponująco ale jednocześnie jak najtaniej) oraz niekonsekwencja w innych (miasto oddaje zakonnikom jedne z najlepszych terenów w centrum, następnie z własnych pieniędzy zaczyna wykładać miliony na kolejny park przykościelny na peryferiach, a teraz znowu prezydent zaczyna walczyć, niby w imieniu mieszkańców, o zachowanie zasyfionej Wielkiej C, zagrożonej przez ustawę dekomunizacyjną, czyli posprzątać jej miasto nie mogło bo należy do zakonników, ale gdy ktoś chce ją rozebrać, to nagle należy ona do mieszkańców i prezydent rusza do walki). Obecna władza miała duże zaufanie i dużo czasu, ale ja planu i konsekwencji w tym nie widzę, dlatego nie kupuję argumentu o symbolice i magnesie który na Rzeszów spłynie dzięki kolejce.
http://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/7,34 ... NajCzytSST